Niech żyje VAR, rzuty karne i sporty walki, czyli kwintesencja meczu o 5. miejsce KMŚ
Grudzień to dobry czas dla nas, kibiców piłkarskich przyzwyczajonych do europejskiej piłki, aby zapoznać się z nieco bardziej egzotycznym futbolem. Mianowicie odbywają się Klubowe Mistrzostwa Świata. I mimo, że elektryzujące staną się dopiero, gdy na scenę wkroczy Real Madryt to może warto skorzystać z okazji oglądania w akcji drużyn z Tunezji i Meksyku, które zmierzyły się dzisiejszego popołudnia o 5. miejsce.
Składy:
- Esperance Tunis: Jeridi - Derbali, Dhaouadi, Chemmam, Ben Mohamed (93. Bguir) - Coulibaly, Kom (95. Machani) - Badri, Errabei, Belaili - Mejri (93. Khenissi)
- CD Chivas de Guadalajara: Gudino (95. Miguel Jimenez) - Van Rankin, Jair Pereira, Hedgardo Marin, Ponce - Brizuela, Sandoval (64. Pineda), Michael Perez, Cervantes (46. Salcido) - Zaldivar, Godinez
W ćwierćfinałach meksykańskie Chivas odpadło po remisie 3:3 i przegranych rzutach karnych z japońską drużyną Kashima Antlers, która wygrała azjatycką Ligę Mistrzów.. Z kolei Esperance Tunis poniosło klęskę, przegrywając 0:3 w starciu z Al Ain ze Zjednoczonych Emiratów Arabskich, które podobnie jak rok temu są gospodarzem mistrzostw. Może nie zanosiło się na wielkie emocje, ale trzeba przyznać, że zaczęło się nieźle.
Już w 3. minucie sędzia zdecydował się użyć VAR-u. Jeden z zawodników Chivas został przewrócony w polu karnym. Prawdę mówiąc, dziwię się, że arbiter potrzebował powtórki, żeby rozstrzygnąć tą sytuację. Najważniejsze jednak, że zdecydował się z niej skorzystać i dzięki temu podjął właściwą decyzję. Faul był ewidentny - rzut karny! Do jedenastki podszedł skrzydłowy Chivas, Walter Sandoval i pewnym strzałem dał prowadzenie swojej drużynie.
Szczerze powiedziawszy, później przez długi czas były typowe "emocje jak na grzybach". Drużyna z Meksyku zadowoliła się szybkim prowadzeniem i skupiała się na tym, żeby je utrzymać. Za każdym razem, gdy dopadła do piłki grała słynne "Ty do mnie, ja do Ciebie", a Tunis szukał sposobu, żeby odpowiedzieć. Brak ambicji Chivas zemścił się w 33. minucie, znów sędzia musiał użyć VAR-u, a dyskusje z zawodnikami obu drużyn oraz sprawdzanie powtórki trwało około 5 minut.
Tym razem sytuacja była trudniejsza - obrońca Chivas dotknął ręką piłki po strzale jednego z rywali. I tym razem sędzia zdecydował się w końcu na jedenastkę, którą pewnie wykorzystał skrzydłowy Tunis, Youcef Belaili (były piłkarz francuskiego Angers). Trudno tutaj ocenić decyzję sędziego - obrońca raczej nie dotknął piłki celowo, jednak w takiej sytuacji nie powinien mieć wyciągniętej ręki. Tuż po wyrównaniu Tunis mógł wyjść na prowadzenie, ale zmarnował groźnie zapowiadającą się kontrę. Ze względu zamieszanie z rzutem karnym, pierwsza połowa została przedłużona aż o 6 minut, ale również nie wiele to wniosło. Podrażnione Chivas znów zaczęło się starać, ale do przerwy utrzymał się remis.
Na początku drugiej połowy zobaczyliśmy na boisku małą legendę - Carlosa Salcido. 38-letni, były piłkarz Fulhamu i PSV Eindhoven zmienił po przerwie Alana Cervantesa. Wyższość piłkarska była po stronie jego drużyny i tak jak można było się spodziewać, to Meksykanie przejęli kontrolę nad meczem w drugiej części gry. Zamknęli rywali na ich połowie i szukali sposobu na zdobycie gola. Tunis z kolei nastawiał się na kontry. Dominowała drużyna Chives, ale na gole się nie zanosiło.
Ciekawsze były wydarzenia apiłkarskie... Najpierw były bramkarz Porto i APOEL-u, a obecnie występujący w Chivas, Raul Gudino dotknięty przez jednego z rywali padł niczym rażony prądem. Sędzia Matthew Conger na szczęście nie nabrał się na ten "teatrzyk". 8 minut później Anice Badri i Isaac Brizuela postanowili przerzucić się na sporty walki. W efekcie obaj dostali po żółtej kartce. Dla Badriego była to już druga, więc końcówkę meczu Tunis musiał rozegrać w osłabieniu.
W osłabieniu znaczy w dziesiątkę, a mogli nawet w dziewiątkę,bo w 87. minucie CHAMseddine Dhaouidi pokazał, że jest fanem "Mortal Kombat" albo jakiegoś innego "Street Fightera". W każdym razie powinien się cieszyć, że dostał tylko żółtą kartkę, bo wjechał w rywala jak w masło. Co ciekawe, w międzyczasie Chivas ze 2-3 razy poważnie zagroziło bramce Tunis, ale jak wcześniej wspomniałem, na boisku działy się "ciekawsze rzeczy".
No właśnie... Tunezyjczycy doczekali się jednak gry w "9", bo w doliczonym czasie Houcine Errabei powstrzymał kontrę wślizgiem prosto w nogi rywala... Ja już naprawdę nie wiedziałem czy to mecz piłki nożnej czy gala MMA. Ale jednak będzie piłka - koniec! Mamy remis i jedziemy z rzutami karnymi. Trener ES Tunis niczym dobry menedżer z FIFY zrobił 3 zmiany w doliczonym czasie, a szkoleniowiec Chivas wprowadził jokera na karne w postaci nowego bramkarza.
Do wyłonienia zwycięzcy trzeba było aż 8 serii jedenastek. Początkowo Meksykanie byli bliżsi wygranej - ich joker na bramce, Miguel Jimenez spisał się, bo obronił aż dwa karne. Niestety pudła Hedgardo Marina oraz Isaaca Brizueli zemściły się. Oprócz tego Rami Jeridi obronił strzał Jose Carlosa Van Rankina i w ósmej serii, decydujący cios zadał "Mamed Chalidov" Tunezyjczyków, czyli Dhaouidi, który jak wcześniej wspomniałem powinien wylecieć z boiska jeszcze przed karnymi. Chivas po raz drugi na turnieju przegrali po rzutach karnych i 5. miejsce należy do ES Tunis. Mecz ten zdecydowanie nie był reklamą KMŚ - najważniejsze były w nim karne i agresywne zachowania piłkarzy. Na plus niech będzie to, że po raz kolejny udokumentowana została użyteczność VAR-u.
ES Tunis - CD Chivas de Guadalajara 1:1 (1:1) 6:5 (karne)
Belaili 38' (karny) - Sandoval 5' (karny)
Karne wykorzystane:
Machani, Chemmam, Khenissi, Derbali, Coulibaly, Dhaouaidi - Zaldivar, Godinez, Salcido, Pineda, Ponce
Karne niewykorzystane
Belaili (Jimenez obronił), Bguir (Jimenez obronił) - Marin (poprzeczka), Van Rankin (Jeridi obronił), Brizuela (nad bramką)