Tottenham rewanżuje się Arsenalowi! Koguty w półfinale Carabao Cup
W hicie fazy ćwierćfinałowej rozgrywek Carabao Cup Tottenham pokonał na Emirates Arsenal 2:0. Gracze Mauricio Pochettino odnieśli podwójny triumf. Oprócz awansu do półfinału Spurs zrewanżowali się przy okazji za niedawną porażkę z Kanonierami w lidze.
Składy:
Arsenal: Cech – Monreal, Xhaka, Sokratis, Maitland-Niles – Guendouzi (65’Nketiah), Torreira – Iwobi (59’Lacazette), Ramsey, Mkhitaryan (46’Koscielny) – Aubameyang
Tottenham: Gazzaniga – Rose, Davies, Alderweireld, Trippier – Winks, Sissoko – Lucas (58’Kane), Eriksen, Alli – Son (79’Lamela)
Przewagę psychologiczną przed dzisiejszym spotkaniem mieli po swojej stronie podopieczni Unaia Emery’ego. W rozegranym przed dwoma tygodniami meczu między tymi drużynami górą był właśnie Arsenal, który pokonał rywala zza miedzy 4:2. Było to zwycięstwo ze wszech miar zasłużone i pozwoliło utwierdzić kibiców „Kanonierów” w przekonaniu, że projekt pod tytułem „Emery w Arsenalu” zmierza w dobrym kierunku.
Przedmeczowa statystyka również nie była sprzymierzeńcem graczy Tottenhamu. Ostatni raz wygrali oni na Emirates osiem lat temu. Wtedy to pokonali gospodarzy 3:2. Jak zamierzchłe są to jednak czasy pokazuje najlepiej lista strzelców bramek z tamtego spotkania. Do siatki trafiali wtedy między innymi Marouane Chamakh czy Younes Kaboul.
Przejdźmy jednak do wydarzeń z dzisiejszego wieczora. Pierwsza groźna sytuacja w tym spotkaniu należała do gospodarzy. Aaron Ramsey zdecydował się na indywidualną akcję, którą zakończył jednak strzałem obok bramki strzeżonej przez Paulo Gazzanigę. Gracze Unaia Emery’ego lepiej weszli w to spotkanie, o czym świadczy kolejna szansa, znacznie lepsza niż ta stworzona przez Walijczyka. Świetna dwójkowa akcja między właśnie Ramseyem a Henrikhem Mkhitarianem sprawiła, że ten drugi stanął oko w oko z Gazzanigą. Uderzył jednak źle, w sam środek bramki i Argentyńczyk obronił tę próbę. „To było jak rzut karny” – ocenił komentujący to spotkanie dla stacji Eleven Sports Tomasz Zieliński. Faktycznie, szansa była wyborna. To powinno być 1:0 dla gospodarzy!
Jak powszechnie wiadomo, niewykorzystane sytuacje lubią się mścić. „Sprawnie idzie gra Tottenhamowi, ale tak do 30 metra od bramki Arsenalu” powiedział drugi z komentatorów dzisiejszego starcia, Marcin Grzywacz. To prawda, Tottenham utrzymywał się dłużej przy piłce, ale tak naprawdę niewiele z tego wynikało. Nie minęła minuta od słów wypowiedzianych przez Grzywacza, a goście objęli prowadzenie. Świetna piłka Dele Alego, która ominęła defensywę Arsenalu została przejęta przez Sona. Ten będąc w sytuacji sam na sam z Petrem Cechem wyprowadził Tottenham na prowadzenie. Parafrazując słowa Tomasza Burnosa – „zrobiło się bardzo, bardzo ciekawie”.
Bramka strzelona przez „Koguty” mocno podrażniła gospodarzy. Podostrzyli oni nieco grę oraz zabrali się do pracy w typowo piłkarskich aspektach. W 27 minucie po raz pierwszy kibicom pokazał się Pierre Emerick Aubameyang. Gabończyk otrzymał niezłe podanie od Matteo Guendouziego, uderzył jednak obok bramki. Trzy minuty później miała miejsce ciekawa akcja z obu stron. Najpierw po rzucie rożnym dla Arsenalu bezpardonową interwencją popisał się Lucasa Moura (jak pokazały powtórki – czystą) . Następnie ekspresowa kontra w wykonaniu podopiecznych Mauricio Pochettino zakończona jednak fatalnym strzałem Moussy Sissoko.
W 42 minucie chaos w polu karnym Spurs. Najpierw fatalne wybicie Gazzanigi, które trafiło w Aubameyanga, następnie kiks Bena Daviesa, którego jednak nie wykorzystał Ramsey. Chwilę później Arsenal zaatakował ponownie. Kapitalne uderzenie Ramseya wybronił w fenomenalnym stylu Gazzaniga. Niesamowita interwencja golkipera „Kogutów”. Argentyńczyk w minutę przebył drogę z piekła do nieba. Nie minęło 60 sekund, a przed kolejną szansą stanęli „Kanonierzy”. Główka Sokratisa po rzucie rożnym powędrowała jednak obok bramki gości.
Tym akcentem zakończyło się pierwsze 45 minut. Tottenham po nich prowadził, jednak mocna końcówka Arsenalu zapowiadała niesamowite emocje w drugiej części spotkania.
Jak pierwszą połowę Arsenal skończył, tak i ją zaczął. Czyli od mocnych ataków. Tottenham nie pozostawał jednak dłużny. Swoją szansę z rzutu wolnego miał Christian Eriksen. Nie był to jednak strzał na miarę umiejętności Duńczyka.
Mauricio Pochettino obawiając się ataków ze strony Arsenalu postanowił odpowiedzieć ogniem i wprowadził na boisko Harry’ego Kane’a. Jak się okazało, była to z jego strony kapitalna decyzja. Kane bowiem wszedł i momentalnie zrobił różnicę! Świetne podanie Anglika do Dele Alego, który wyszedł na czystą pozycję i niezwykle spokojnym strzałem pokonał bezradnego Cecha. 0-2 na Emirates. Arsenal znalazł się w poważnych tarapatach.
„Kanonierzy” już chwilę po bramce Alego pokazali, że nie zamierzają się poddawać. Dobrą akcję gospodarzy finalizował Alexandre Lacazette, trafił jednak tylko w słupek.
Nerwy w tym spotkaniu udzielały się nie tylko piłkarzom. W pewnym momencie z trybun w kierunku Dele Alego poleciała butelka. Sam Anglik również nie zachował się poprawnie. Po tym incydencie pokazał w stronę kibiców gospodarzy aktualny wynik spotkania. Niepotrzebne prowokacje zaogniły tylko atmosferę w końcówce meczu.
Wracając do boiskowych wydarzeń. Bramkarz gości miał dzisiaj dobre i złe momenty. Mało brakowało, a totalnie zaskoczyłby go „centrostrzał” autorstwa Aubameyanga. Na jego szczęście piłka odbiła się od poprzeczki. Większe ryzyko podejmowane w końcówce przez „Kanonierów” wiązało się rzecz jasna z szansą na skontrowanie ze strony Tottenhamu. Jedną z takich okazji miał Christian Eriksen. Strzelił jednak w środek bramki strzeżonej przez Petra Cecha.
Trzeba otwarcie powiedzieć, że po golu na 0:2 w szeregach Arsenalu zabrakło takiej reakcji, jak przy stracie pierwszej bramki. Drugi gol chyba odebrał wiarę podopiecznym Unaia Emery’ego. Bardzo mało było momentów, w których można było przypuszczać, że „Kanonierzy” będą potrafili odwrócić losy tego spotkania. Tottenham dociągnął do końcowego gwizdka wynik 2:0 i zameldował się w półfinale Carabao Cup.
Grono półfinalistów jako czwarta ekipa zasiliła Chelsea, pokonując po bramce Edena Hazarda Bournemouth. Wczoraj z awansu cieszyły się drużyny Manchesteru City oraz Burton Albion.