''Wilki'' połknęły ''Czerwonego Kapturka''
Stadion Wolverhampton w tym sezonie, to po prostu miejsce przeklęte dla czołówki Premiere League. Zwycięstwo z "Wilkami" na ich terenie odniósł tylko Liverpool. Miało to miejsce tuż przed świętami. Teraz obie drużyny spotkały się ponownie, na tym samym stadionie. Tym razem w ramach 3. rundy FA Cup...
Składy:
- Wolverhampton: Ruddy - Bennett, Coady, Boly - Jonny Castro (75. Doherty), Dendoncker, Neves, Vinagre - Moutinho - Raul Jimenez (83. Helder Costa), Diogo Jota (52. Ivan Cavaleiro)
- Liverpool: Mignolet - Camacho, Lovren (6. Hoever). Fabinho, Moreno - Shaqiri, Milner, Keita, Curtis Jones (70. Salah) - Sturridge (70. Firmino), Origi
Patrząc na składy widać przede wszystkim, że Jurgen Klopp dał szansę zmiennikom. Gospodarze powinni czuć się zachęcenie do atakowania od pierwszych minut i właśnie tak było. "Wilki" wyszły dziś pierwszym składem i było widać, że zgranie jest po ich stronie. Zdominowali pierwsze minuty meczu, a Liverpool musiał czekać na swoją szansę. Pierwszym bardzo istotnym zdarzeniem tego meczu była kontuzja Dejana Lovrena. Chorwacki stoper poprosił o zmianę już w 6. minucie, a zastąpił go Holender, Ki-Jana Hoever. Dla 16-letniego wychowanka Ajaksu był to debiut, w pierwszej drużynie Liverpoolu.
Pierwsze nieco poważniejsze zagrożenie ze strony Wolverhampton przyszło w 10. minucie. Jonny Castro miał trochę miejsca w polu karnym, ale jego strzał został zablokowany i wywalczył tylko rzut rożny. Jeśli chodzi o postawę Liverpoolu na początku meczu, to można śmiało mówić o rozczarowaniu. "The Reds" mieli problem z dłuższym utrzymaniem się przy piłce, a jak już im się to udawało, to ich akcje kończyły się podaniem do bramkarza rywali lub do nikogo. Pierwsze pół godziny meczu właściwie nie było ekscytujące, ani trochę. Dowodem mogą być statystyki tego okresu gry. 3 strzały, wszystkie w wykonaniu gospodarzy i ani jednego w światło bramki...
Pierwszy strzał po stronie Liverpoolu pojawił się w 32. minucie. Oddał go Xherdan Shaqiri, ale nie będę się rozpisywał na ten temat, bo nie ma ku temu powodu. Lepiej wspomnieć o Raulu Jimenezie, który w 38. minucie dostał piłkę od Diogo Joty. Meksykanin wyszedł niemal sam na sam z Simonem Mignoletem i bezlitośnie wykorzystał tą sytuację. W ten sposób Wolverhampton wyszło na prowadzenie. Gospodarze zasłużyli na to w stu procentach, bo drugi garnitur Liverpoolu po prostu nie ogarniał co się dzieje, a "Wilki" pozwalały sobie na coraz więcej i w końcu przyniosło to efekt bramkowy. Do przerwy Liverpool nic już nie zrobił. Obraz gry "The Reds" w pierwszej połowie to po prostu smutna bajka.
Podopieczni Jurgena Kloppa wzięli się jednak do roboty od początku drugiej połowy. W pierwszych minutach to oni atakowali częściej i szybko zostali za to nagrodzeni. W 51. minucie Divock Origi przyjął piłkę na linii pola karnego, przełożył na lewą nogę i strzelił mocno przy słupku, doprowadzając do remisu. Tyle, że nie na długo, bo zaledwie 4 minuty później, jeszcze piękniejszym strzałem popisał się Ruben Neves. Portugalczyk dostał piłkę około 20 metrów przed polem karnym i długo się nie zastanawiając przypierdolił uderzył. Piłka skozłowała tuż przed linią bramkową, ale Mignolet i tak był bez szans. Wolverhampton znów wyszło na prowadzenie.
Największą nadzieją Liverpoolu wydawał się Shaqiri. W 70. minucie Szwajcar uderzył z rzutu wolnego w słupek. Jednak mimo starań, w takim towarzystwie jakie miał dzisiaj, ciężko mu było coś zdziałać. Dlatego Jurgen Klopp w końcu dał mu wsparcie, wpuszczając na plac gry Roberto Firmino i Mohameda Salaha. Nie zmieniło to jednak zbyt wiele. Wolverhampton skupiło się na obronie i oddało inicjatywę Liverpoolowi, który słabo z niej korzystał. Najbliżej był Salah w 85. minucie, zanosiło się na groźny strzał, ale "Wilki" zablokowały Egipcjanina.
O końcówce meczu nie ma co się rozpisywać. Wolverhampton miało wszystko pod kontrolą. Liverpool po prostu nie był dziś w stanie z nimi wygrać. Główną przyczyną wydaje się dobór składu na ten mecz. Jurgen Klopp dał szansę zmiennikom, wystawił w pierwszym składzie "nieopierzonych" młodzików, w dodatku nie wszyscy zawodnicy grali na swojej nominalnej pozycji (Fabinho, Hoever, Camacho). Tak więc to nie jest ten sezon, gdy Liverpool wygra FA Cup. Nie sądzę jednak, żeby "The Reds" płakali z tego powodu. Sądząc po składzie, po prostu stawiają w tym sezonie na Premier League. I chyba trudno im się dziwić. W końcu ile można czekać na tytuł?
Wolverhampton - Liverpool 2:1 (1:0)
Raul Jimenez 38', Ruben Neves 55' - Origi 51'