Miami, mamy problem
Amerykańska piłka nożna jest piękna. W Europie musisz zapracować przez dobre kilka dekad, a najlepszym przypadku, konkretnie chodzi mi tu o RB Lipsk, kilka lat, by znaleźć się w czołowej lidze w swoim kraju. W Stanach Zjednoczonych jest dużo prościej. Trzeba mieć mnóstwo kasy i dobre znajomości i po prostu dopisują się do Major League Soccer. Tak właśnie zrobił David Beckham, który wykorzystał swoje zaplecze zarówno finansowe, jak i kontaktowe, by stworzyć własny klub i wprowadzić go do najważniejszych rozgrywek w Ameryce Północnej. Tak właśnie powstał Inter Miami. Klub byłego kapitana reprezentacji Anglii ma wejść do gry od sezonu 2020, czyli już za rok. Do tej pory wszystkie kwestie prawne, papierologiczne i marketingowe szły poprawnie, ale wiadomym było, że przy tak dużym przedsięwzięciu w końcu pojawią się jakieś problemy.
No i się pojawiły. David Beckham został właśnie dwukrotnie pozwany do sądu w związku z inwestycjami dotyczącymi jego powstającego klubu. O co konkretnie poszło? Po pierwsze, są niejasności przy budowie stadionu i całego kompleksu treningowego klubu. Beckham miał się dogada z miastem, że zagospodaruje 131 akrów, ale rzekomo plany budowy zakładają zabudowanie 157 akrów. To spora różnica powierzchni, o której zarząd miasta miał wcześniej nie wiedzieć. W związku z tą aferą budowa stadionu na pewno się opóźni. Ponadto Beckhama oskarżono o niejasne koneksje z inwestorami. Nazwiska niektórych akcjonariuszy klubu mają być utajnione, co nie podoba się pozywającym, którzy będą dążyli do ich ujawnienia, by mieć pewność, że nie mają do czynienia z nikim szemranym.
Na razie nie wiadomo, jak Beckham zamierza rozwiązać te problemy i czy mogą one mieć realny wpływ na opóźnienie dołączenia Interu Miami do MLS. Do tej pory ich debiut wydawał się już dogadany, ale te sprawy prawne mogą sytuację nieźle skomplikować. To na pewno wszystko przez tę nazwę, Inter zawsze przyciąga problemy. Zachciało się światowej nazwy, to teraz trzeba się męczyć. Trzeba było zostać przy zwykłym F.C. Miami.