Anderlecht w tarapatach, Standard górą w hicie!
Spotkania Standardu Liege z Anderlechtem zawsze są meczami, które nie pozostają obojętne nikomu w piłkarskiej Belgii. Rywalizacja z „Fiołkami” jest dla drużyny czerwonych czymś, co świadczy o ich dumie. Dziś po raz kolejny mieliśmy do czynienia z tym wyjątkowym starciem – zwycięsko wyszło z niego drużyna gospodarzy – 2:1 wygrywa Standard.
Standard: Ochoa – Laifis, Fai, Vanheusden – Carcela-Gonzalez (90'+4' Carcela-Gonzalez), Bokadi, Marin, Cimirot – Lestienne (81' Halilović), M’Poku Ebunge, Emond (77' Sa)
Anderlecht: Didillon – Obradović, Lawrence, Mbodji – Verschaeren (73' Bolasie), Kayembe, Zulj (68' Trebel), Kums, Najar – Santini (83' Dimata), Bakkali
Oprócz spotkania Club Brugge – Gent (grał w nim Vadis Odjidja-Ofoe), czekaliśmy dziś w belgijskiej Jupiler League właśnie na to spotkanie. Rywalizacja dwóch wielkich klubów i dwóch wielkich trenerów jak na warunki Beneleksu. Michel Preud’homme mierzył się już wielokrotnie z Anderlechtem – najpierw starał się z nim wygrywać jako szkoleniowec wspomnianego już Brugge, a teraz próbuje tego samego w Standardzie. Na ławce fioletowych z kolei zasiada znany z pracy w Eredivisie, Fred Rutten.
Od razu w oczy rzucały nam się znajome nazwiska – na ławce Standaru zasiadali: były piłkarz Cracovii, Milos Kosanović, były piłkarz Legii, Orlando Sa i… były piłkarz Barcelony – Alen Halilović. W barwach Anderlechtu nie ma już niestety Ryoty Morioki, byłego piłkarza Śląska Wrocław, który został wypożyczony do innego Royal Sporting Club, tym razem tego z Charleroi. Z kolei zasiadł na ławce dziś Yannick Bolasie, którego na pewno znacie z Crystal Palace.
Zdecydowanie lepszy początek zanotowali piłkarze Anderlechtu, ale to Standard po naprawdę dobrej akcji z 22. minuty zdobył gola jako pierwszy – rumuński dziennikarz, Emanuel Rosu mógł tylko pękać z dumy, gdy zobaczył Razvana Marina na liście strzelców. Piłkarz Standardu wprawił w ekstazę Stade Maurice Dufrasne, a trener Preud’homme mógł być naprawdę zadowolony (swoją drogą, nie wiemy, czemu aż tak bardzo przypominał dziś w kamerze duńskiego aktora, Larsa Mikkelsena – red.). Anderlecht odpowiedział jednak bardzo szybko na to trafienie – wyrównanie Svena Kumsa nadeszło zaledwie 6 minut po tym, jak Liege wyszło na prowadzenie.
Przed tą kolejką oba zespoły dzieliła w tabeli jedna pozycja i zaledwie 3 punkty (Anderlecht był na piątym miejscu, Standard – na czwartym). Widać było na boisku, że piłkarze zdają sobie sprawę z powagi tego meczu. Nie było tu jednak ekstremalnych zachowań w stylu Stevena Defoura sprzed 4 lat, transparentów z odciętą głową i kopania piłki w trybuny. Wspominamy o tej pozycji Anderlechtu, gdyż wypadnięcie poza miejsce gwarantujące choćby Ligę Europy (czyli z pierwszej szóstki) byłoby dla nich katastrofą. To takie typowe, żeby uwzględniać kasę z europucharów w budżecie, prawda?
Wróćmy jednak do meczu. Ewidentnie szukał kolejnego swojego momentu kolega Carcela-Gonzalez – jego gol a’la stadiony świata nie został jednak uznany po analizie VAR (dopatrzono się faulu w trakcie akcji). Wspomniany pan Mikkelsen… tzn. Preud’homme został wyrzucony na trybuny i zrobiło się gorąco. Mariusz Moński, który również śledził to spotkanie, sprawdził i napisał na Twitterze, że belgijscy dziennikarze mówią o „skandalu”. Przypomnijmy, wynik wciąż był na styku.
Czy jednak coś więcej zmieniło się na tablicy? Nie bardzo. Orlando Sa i Alen Halilović w końcu pojawili się na boisku, co powinno zainteresować zarówno fanów Ekstraklasy, jak i LaLiga (kibiców Milanu zapewnie też).
Już byliśmy gotowi pisać, że otoczka meczu chyba trochę przerosła dziś swoim wydźwiękiem to, co oglądaliśmy – a błąd VAR-u tylko potęgował to wrażenie. Tyle wielkich meczów mieliśmy dziś na rozkładzie… a zgrzyt w Belgii miał przeszkodzić w cieszeniu się z oglądania piłki. A podziękujmy panu Paulowi-Jose M’Poku za gola na 2:1!
I także asystentom Preud’homme’a za wprowadzenie na murawę Kosanovicia (umówmy się, jeszcze parę lat temu był podstawowym obrońcą w Liege i potrafił łapać się do reprezentacji Serbii).
Czyli mamy panikę w obozie Anderlechtu… nawet Liga Europy może im odjechać. Oczekiwanie na wynik St.Truiden to coś, do czego nie przywykli, a będą teraz musieli…