Stambuł zrobił Stambułowi Stambuł!
Wiadomo, wcześniej pytaliście w listach o ligę turecką. Otóż wciąż jest tam liderem napakowany brzmiącymi znajomo nazwiskami Basaksehir. Jarosława Jacha już tam nie ma (i dobrze). Jest za to Michał Pazdan (i to też dobrze, ponieważ zaczął grać i jeszcze się okaże, że będzie miał szanse na powrót do reprezentacji Polski). Ale dziś najważniejszy był inny mecz – Besiktas mierzył się na swoim stadionie z pogrążonym w futbolowym delirium Fenerbahce…
Vodafone Stadyumu to jeden z moich ulubionych obiektów w tamtej części Europy (możliwe, że tylko Krasnodar będzie też w czołówce). Stąd też mimo poniedziałku, nastawiać się można było na całkiem przyjemny mecz. Atmosfera po raz kolejny dopisała – a na boisku mnóstwo kolorytu dodawały postacie. Choćby podajmy jeden przykład – bramkarze: po jednej stronie - Loris Karius, po drugiej - Volkan Demirel. Jeśli przyjrzycie się składom, mnóstwo „kwalitetu” sprowadziło się do Turcji (nieważne, czy to kwalitet przeszły czy teraźniejszy).
A co się tam działo, proszę państwa!!! W pierwszej połowie absolutnymi dominatorami byli gospodarze – co prawda VAR okazał się sprzymierzeńcem Besiktasu, ale obie decyzje sędziego tego spotkania okazały się prawidłowe – uznanie gola na 1:0, a także przyznanie rzutu karnego były dobrymi wyrokami. Bohaterem były gracz ekipy z Sukru Saracoglu – Gokhan Gonul, strzelec pierwszego gola. Po 18 minutach ze wspomnianej jedenastki trafił na 2:0 Burak Yilmaz. Turecki snajper w końcu dał o sobie przypomnieć.
Sporym bohaterem pierwszej połowy okazał się Japończyk Shinji Kagawa. Tak jest, oglądając pierwsze 45 minut widziało się tego samego wyluzowanego gościa, który czarował nas za najlepszych lat w Dortmundzie. Od początku dawał nadzieje, że będzie brakującym elementem w Besiktasu. I tak rzeczywiście było – dorzucenie z rzutu wolnego w stronę Domagoja Vidy, który odegrał do strzelca gola na 1:0… to było idealne. Jeśli już jakoś defensorzy Fenerbahce mieli powstrzymywać Japończyka, to tylko faulami.
Obserwujący to spotkanie ekspert ligi tureckiej, Filip Cieśliński zauważał jednak:
Japończyk póki co gra ogony, wiec nie miał kiedy się pokazać. W debiucie też miał po prostu dwa szczęśliwe dotknięcia, które odbiły się szerokim echem w świecie. Dziś zdecydowanie najlepszy mecz Shinjiego w BJK – pierwszy raz zresztą wyszedł w pierwszej jedenastce.
Dodajmy do tego kolejne elementy: szybkość Jermaina Lensa przy kontrach, a także fakt, iż na 3:0 poprawił Yilmaz. Sama akcja wyglądała kapitalnie – od momentu podania biegł na „sam na sam”, mając jeszcze przeciwnika na plecach. To było kapitalne wykończenie Turka - plasowana piłka, lobik na Volkanem. Besiktas miał wszystko pod kontrolą – trener Gunes nie potrzebował więcej powodów do szczęścia… ale…
…co się stało w drugiej połowie?
To samo Fenerbahce, które przez 25 minut nie oddało ani jednego strzału… w ciągu 12 minut straciło 3 gole. Nie pomógł ten wielki i potężny Gokhan Gonul, kiedy obrona Besiktasu nagle rozpadła się na kawałki. Ciosy wyprowadzone w minutach numer 55, 61 oraz 67 (panowie Zajc, Ciftpinar, Kaldirim – chylimy czoła) – zupełnie tak, jakby się umówili na to, że będą to równe odstępy czasu. Trener Yanal dokonał dwóch korekt w przerwie – Mauricio Isla (ależ spadek w 10 lat – eliminowałeś Lecha z Kikutem w składzie, a teraz dostajesz wędkę po 0:3 do przerwy z lokalnym rywalem) i Victor Moses opuścili murawę. Weszli na nią dwaj byli asiorzy z talii Marsylii – Mathieu Valbuena i Andre Ayew. Okazał się to strzał w 10. Fenerbahce nagle zdało sobie sprawę ze swojego wciąż fatalnego położenia i wzięło się na poważnie do walki o utrzymanie.
Jak zareagowali gospodarze? Cóż, już po stracie pierwszego gola dał o sobie znać temperament, bowiem doszło do masowej konfrontacji przy ławkach trenerskich.
Ale żeby w taki sposób dać sobie to wyrwać? Teraz chyba rozumiecie znaczenie tego tytułu… to się chyba nazywa podwójna incepcja? Stambuł robi Stambułowi Stambuł – kuriozalny, ale jednocześnie kapitalny pod względem emocji mecz. Nawet 7 doliczonych minut w drugiej połowie nie było w stanie dopomóc gospodarzom.
Sytuacja w tabeli wygląda następująco – wciąż za Basaksehirem i Galatasaray jest Besiktas – traci pięć punktów do drugiego miejsca. Fenerbahce podskoczyło z szesnastego na czternaste miejsce. Tam będzie niespokojnie jeszcze bardzo długo…
Besiktas – Fenerbahce 3:3 (Gonul 10’, Yilmas 18’-karny, 45’+2 – Zajc 55’, Ciftpinar 61’, Kaldirim 67’)
Besiktas: Karius – Adriano, Isimat-Mirin, Vida, Gonul – Hutchinson, Tokoz – Yalcin (Erkin 64’), Kagawa (85’ Pektemek), Lens (74’ Quaresma) - Yilmaz
Fenerbahce: Demirel – Kaldirim, Ciftpinar, Skrtel, Isla (46’ Valbuena) – Arslan, Topal – Moses (46’ Ayew), Zajc (Elmas 84’), Dirar - Soldado