Rzymskie tortury - Lazio remisuje z Milanem w Pucharze Włoch

Zabrakło bramek, zabrakło sytuacji, zabrakło czegokolwiek. W pierwszym półfinałowym meczu Coppa Italia między Lazio a Milanem padł bezbramkowy remis. Spotkanie nie mogło absolutnie porwać kibiców, którzy postanowili obejrzeć to „widowisko”.

Składy:

Lazio: Strakosha – Bastos, Acerbi, Patric – Lulic, Milinkovic-Savic, Leiva, Parolo (73’Alberto), Romulo (90’Marusic) – Correa, Immobile (81’Caicedo)

Milan: Donnarumma- Calabria, Musacchio, Romagnoli, Laxalt – Kessie (29’Calhanoglu), Bakayoko, Paqueta (85’Biglia) – Borini, Piątek, Suso (73’Castillejo)

Tak naprawdę w pierwszej połowie nie działo się za wiele. Gospodarze skupili się głównie na strzałach z dystansu, które w większości przeleciały obok bramki strzeżonej przez Gianluigiego Donnarummę. Swoich sił próbowali między innymi Patric czy Marco Parolo. Najgroźniejsza sytuacja ze strony Lazio to strzał z pola karnego Ciro Immobile. Włoski napastnik był niekryty i powinien przynajmniej uderzyć w światło bramki. Piłka powędrowała jednak obok bramki Milanu.

Przyjezdni nie stanowili wielkiego zagrożenia dla dobrze wyglądającej defensywy Lazio. Niewiele mógł zrobić osamotniony z przodu Krzysztof Piątek. Zabrakło zdecydowanie wsparcia. Mało kreatywny był również środek pola Milanu. Lucas Paqueta zaliczył mniej bezpośrednich, otwierających podań niż zwykle. Tiemoué Bakayoko czy Franck Kessié (który zszedł jednak dosyć wcześnie z powodu urazu) nigdy nie byli wybitnymi kreatorami gry.

Obraz gry nie zmienił się zbytnio w drugiej połowie. Dalej Lazio próbowało strzelać z dystansu, starali się również szybko kontrować Milan. Na niewiele się to jednak zdało. Mecz obfitował w dużą liczbę fauli, obie drużyny wyróżniały się bardziej w agresywnej grze niż skupiały się na próbie zdobycia bramki. Goście dalej nie mogli sforsować świetnie grającej defensywy Lazio, w której prym wiódł Francesco Acerbi. Włoski stoper kompletnie wyłączył z gry Krzysztofa Piątka. Wystarczy powiedzieć, że Polak pierwszą (i jedyną) okazję tego spotkania miał dopiero w 89 minucie. Ekwilibrystyczne dogranie Fabio Boriniego i strzał głową polskiego napastnika. Piłka przeleciała jednak ponad bramką.

W obu drużynach zabrakło dokładności w kluczowych momentach akcji oraz zawodnika, który pociągnąłby grę, wziął na swoje barki odpowiedzialność za wynik meczu. Swoje zrobiła chyba również formuła rozgrywek. Piłkarze mieli świadomość, że najważniejsze w dzisiejszym spotkaniu jest zachowanie czystego konta przed rewanżem. To im się udało. Szkoda, że kosztem widzów, którzy musieli oglądać widowisko najniższej klasy. Rewanż odbędzie się dopiero 24 kwietnia. Oby z większymi emocjami i bardziej ofensywnym futbolem.

Autor

Marcin Kowara

KowaraMarcin