Oko na Polaka #67 - American dream time to start
Po dłuższej przerwie powróciła jedna z najlepiej obsadzonych lig na świecie, a mianowicie amerykańskie MLS. W bieżącym sezonie za oceanem będą występować takie postacie jak, Zlatan Ibrahimović, Wayne Rooney, Carlos Vela czy Bacary Sagna, którzy przed laty występowali w czołowych europejskich klubach, a nawet byli ich niekwestionowanymi gwiazdami. Poza wielkimi nazwiskami ze Starego Kontynentu nie zabraknie również polskich akcentów. W rozpoczętym właśnie nowym sezonie MLS będziemy mogli śledzić poczynania trzech Polaków: Przemysława Frankowskiego, Przemysława Tytonia i Kacpra Przybyłko, a także byłego króla strzelców Lotto Ekstraklasy, Nemanję Nikolicia. Już w pierwszej kolejce mogliśmy obejrzeć dwójkę naszych rodaków, o czym wspomnimy poniżej.
Podczas zimowego okienka transferowego bardzo dużo mówiło się o ewentualnym powrocie do Polski Przemysława Tytonia, którym był zainteresowany między innymi Lech Poznań. Ostatecznie były reprezentant Polski po nieudanej przygodzie w Deportivo La Coruna zdecydował się na ucieczkę za ocean, gdzie wstąpił w szeregi debiutującego w MLS, FC Cincinnati. Pierwsze spotkanie w tych rozgrywkach nie należało jednak do udanych, Drużyna ze stanu Ohio, w swoim debiucie uległa Seattle Sounders, a Tytoń aż czterokrotnie wyciągał piłkę z siatki . Z pewnością nie takiej inauguracji w nowej lidze oczekiwał doświadczony golkiper. Były reprezentant Polski powinien zachować się zdecydowanie lepiej przy dwóch bramkach, co z pewnością ułatwiłoby zadanie jego drużynie. Ostatecznie FC Cincinnati uległo rywalowi 1:4 i zajmuje ostatnie miejsce w Konferencji Wschodniej.
Ze zdecydowanie lepszej strony w swoim debiucie w barwach Chicago Fire pokazał się Przemysław Frankowski. Choć jego zespół minimalnie uległ 1:2 LA Galaxy, a bohaterem rywali był nie kto inny jak Zlatan Ibrahimović, to z pewnością trzeba pochwalić byłego zawodnika Jagiellonii Białystok za jego występ. 23-latek według portalu WhoScored był jednym z najlepszych zawodników w swoim zespole. Opierając się jednak na samej grze, a nie tylko statystykach, warto stwierdzić, ze pomimo wielu obaw dotyczących aklimatyzacji Frankowskiego i jego wejścia w ligę, ten w swoim debiucie radził sobie bardzo dobrze. Często brał udział w akcjach oskrzydlających i na pierwszy rzut oka widać, że koledzy z jego drużyny wierzą w jego umiejętności i widzą w nim osobę, która może bardzo dużo zdziałać. Frankowski w całym spotkaniu wykonał 3 kluczowe podania, otwierające szansę na zdobycie bramki (obok Jorge Corralesa najlepszy wynik w drużynie - przyp. red.), a o mały włos sam nie wpisałby się na listę strzelców. W drugiej połowie 23-latek zdecydował się na mierzony strzał sprzed pola karnego, który ostatecznie wylądował na słupku odbierając szansę na bramkę reprezentantowi Polski.
Pomimo tego, że według wielu Frankowski transferem do MLS zamknął sobie drogę do reprezentacji Polski, musimy stwierdzić, że te osoby zdecydowanie się myliły. Patrząc na grę 23-latka, na pierwszy rzut oka widać, że amerykańskie klimaty są dla niego stworzone. W przeciwieństwie do Lotto Ekstraklasy, w MLS aż tak wielkiej roli nie odgrywa fizyczność, co dla zawodnika o gabarytach Frankowskiego jest wymarzonym scenariuszem. Teraz nie pozostało nam nic innego, jak po cichu przyglądać się poczynaniom byłego zawodnika Jagiellonii i liczyć na to, że selekcjoner Jerzy Brzęczek weźmie pod uwagę obecną formę skrzydłowego, a nie fakt, że ten wyjechał do ligi przez wielu nazywanych dla emerytów. Po dyspozycji jaką zaprezentował w swoim debiucie mogę bez obaw stwierdzić, że Frankowski jest obecnie zawodnikiem, który na realne szanse na wyjście w pierwszym składzie reprezentacji Polski na mecz z Austrią. Oczywiście jeśli do gry ponownie nie wejdą więzy rodzinne, bo obecnie Błaszczykowski nie ma tzw. po podjazdu do 23-latka i to właśnie ten powinien zająć miejsce Kuby na jednym ze skrzydeł.