Legia w cieniu pierwszoligowca - po meczu Raków vs Legia
Lechia przeszła Jagiellonia przeszła, to dlaczego miałaby mieć z tym problem Legia? A no właśnie przede wszystkim dlatego, że przeciwnikiem mistrza Polski był świetnie spisujący się w tym sezonie Raków Częstochowa, który myślami jest już w Lotto Ekstraklasie. Podopieczni Marka Papszuna od samego początku postawili wysokie warunki, w pewnych momentach wręcz dominując swojego rywala, a ostatecznie po bardzo długim meczu zwyciężając z nim 2:1.
Składy:
Raków: Szumski - Kasperkiewicz, Niewulis, Petrasek - Malinowski (117' Góra), Schwarz, Listkowski (85' Bartl), Kun - Zachara (58' Szczepański), Sapała, Musiolik (94' Friday)
Legia: Majecki - Stolarczyk, Remy, Jędrzejczyk, Hlousek - Cafu, Antolić, Kucharczyk (109' Praszelik), Nagy (46' Carlitos), Medeiros (74' Agra) - Hamalainen (82' Kulenović)
Zespół Lotto Ekstraklasy mierzący się w Pucharze Polski z pierwszoligowcem? Wydaje się, że faworyt jest tylko jeden i będzie nim ten pierwszy. No chyba, że na przeciw siebie staje świetne spisujący się w tym sezonie Raków Częstochowa oraz zmagająca się w ostatnim czasie z drobnymi problemami Legia, która pomimo dużo silniejszej kadry przez wielu była spisywana na porażkę. Szkoleniowiec mistrza Polski Ricardo Sa Pinto nie zamierzał bagatelizować sprawy i od pierwszej minuty posłał do boju prawie najsilniejszy skład. Do podstawowej jedenastki po przerwie wrócił William Remy zastępując Mateusza Wieteskę, a także Domagoj Antolić oraz Kasper Hamalainen, którzy do składu wskoczyli za Andre Martinsa oraz Carlitosa.
Choć na papierze zdecydowanie lepiej prezentowała się Legia, to od samego początku z bardzo dobrej strony pokazywali się gospodarze. Szybka wymiana podań oraz dokładne przerzuty rozbijały defensywę Legionistów, co pierwsze efekty przyniosło już w 5. minucie spotkania. Na lewej stronie znakomicie odnalazł się Piotr Malinowski, którzy bez najmniejszych problemów wygrał pojedynek jeden na jeden z Adamem Hlouskiem i bardzo sprytnym strzałem pokonał Radosława Majeckiego. Piłka po strzale 34-latka odbiła się jeszcze od słupka, następnie trafiając w młodego bramkarza Legii i ostatecznie wpadając do siatki. Takiego początku z pewnością nie spodziewał się nikt. Zawodnicy mistrza Polski wyglądali jak dzieci we mgle, a Raków stwarzał sobie kolejne okazje. W dużej mierze były to ataki skrzydłami, gdzie w dobrej dyspozycji byli dziś Marcin Listkowski oraz Dominik Kun, którzy co jakiś czas groźnymi zagraniami w pole karne zagrażali bramce Majeckiego.
Choć ze zdecydowanie lepszej strony pokazywał się zespół pierwszoligowca, to patrząc na klasę Legii, raczej spodziewaliśmy się odpowiedzi. Takiej doświadczyliśmy w 30. minucie meczu, kiedy to po złym rozegraniu Kasperkiewicza i Sapały, z szansy skorzystał Michał Kucharczyk, umieszczając piłkę w siatce. Pomimo bramki dla Legii, ci nie zdecydowali się odważniej zaatakować i do końca pierwszej odsłony znów oglądaliśmy próby jedynie ze strony gospodarzy.
W drugiej połowie mecz zbytnio się nie zmienił i wciąż oglądaliśmy ataki z obydwu stron, przy czym tym razem zdecydowanie groźniejsza była Legia. Duża w tym zasługa Carlitosa, który po wejściu na murawę bardzo ożywił grę Legionistów. To właśnie Hiszpan miał dwie bardzo dobre okazje do strzelenia bramki, lecz za każdym razem na posterunku był albo dobrze spisujący się dziś Jakub Szumski, albo niewiele gorsza linia defensywy. Swoje szanse mieli również gospodarze. Wciąż bardzo dobrze prezentowały się skrzydła, które co jakiś czas robiły różnicę na murawie, lecz do zakończenia akcji golem za każdym razem brakowało szczęścia. Na minutę przed końcem podstawowego czasu gry, po dośrodkowaniu Malinowskiego piłka uderzyła w rękę jednego z zawodników mistrza Polski. Pomimo interwencji VAR arbiter prowadzący to spotkanie, nie zdecydował się na podyktowanie "jedenastki" i Raków otrzymał tylko rzut rożny. Do końca regulaminowego czasu gry nie ujrzeliśmy już zagrożenia którejś z bramek i zwycięzce miała rozstrzygnąć dogrywka lub rzuty karne.
Dogrywka? Mogłoby się wydawać, że po prostu się odbyła. Mi również się tak wydawało, aż do 112. minuty, kiedy to po dobrym dośrodkowaniu Daniela Bartla, piłkę w siatce strzałem głową umieścił Andrzej Niewulis. Taki stan rzeczy sprawiał, że Raków na 8 minut przed końcem spotkania eliminował z Pucharu Polski najlepszy obecnie klub w Polsce. Gdyby tego było mało, zaledwie 3 minuty po bramce, za atak na głowę rywala z boiska wyleciał Cafu, co z tym idzie do wielkiego częstochowskiego święta pozostało zaledwie 5 minut, które minęły szybciej niż się spodziewałem i awans Rakowa do półfinału Pucharu Polski stał się faktem.