Były trener Widzewa szczerze o poprzednim sezonie
Niespełna tydzień temu pożegnaliśmy się z rozgrywkami drugoligowymi, po których promocje do wyższej klasy otrzymały kolejno: Radomiak Radom, Olimpia Grudziądz i GKS Bełchatów. Niestety, nie ma w tym gronie Widzewa Łódź, który na własne życzenie od następnego sezonu ponownie przystąpi do drugoligowych zmagań. W międzyczasie mieliśmy zmianę trenera. Zwolniony został Radosław Mroczkowski, a jego miejsce zajął Jacek Paszulewicz. Na portalu widzewtomy.net opublikowano najważniejsze fragmenty wywiadu Radosława Mroczkowskiego dla ''Gazety Wyborczej''. Czy zgadzamy się ze wszystkim, o czym mówił były szkoleniowiec Widzewa Łódź? Zapraszamy do czytania.
O kulisach zwolnienia:
Dostałem pismo od zarządu, że zostaję zwolniony. Przeczytałem, coś tam dopisaliśmy. Wtedy dwukrotnie zapytałem prezesa Kaczorowskiego i wiceprezesa Tomasza Jędraszczyka, czy zdają sobie sprawę z tego, że w tym momencie biorą na siebie odpowiedzialność za awans. Pokiwali głowami, że tak. Pomyślałem, że mają odwagę, biorą to na klatę i wiedzą, co robić dalej. Nie potwierdziło się to w ich późniejszych działaniach.
Jeśli mielibyśmy tylko na tej podstawie oceniać słuszność zwolnienia Radosława Mroczkowskiego przez zarząd Widzewa, to doszlibyśmy do wniosku, że włodarze postąpili chyba zbyt pochopnie. Przytłoczeni presją kibiców, kryzysem formy w ostatnich spotkaniach, uznali, że najlepszą decyzją będzie pożegnanie się z dotychczasowym szkoleniowcem. Fakt, styl gry pozostawiał wiele do życzenia, ale drużyna nadal znajdowała się na miejscu premiowanym awansem. Z wypowiedzi Radosława Mroczkowskiego wynika też, że prezes i wiceprezes byli w pełni świadomi odpowiedzialności, jaka od tego momentu będzie na nich spoczywać, co koniec końców pokazało, że nie do końca wiedzieli co robią.
O przyjściu do Widzewa:
Do końca rozgrywek pozostał jeden mecz, a Widzew nie był pewny awansu do drugiej ligi. Powiedziałem, że podejmę się wyzwania. Skupiłem się wtedy na tym jednym meczu w Ostródzie, nie rozmawialiśmy o szczegółowych warunkach współpracy. Może dlatego później miałem w klubie problemy i wielu rzeczy nie mogłem wyegzekwować.
Dziwi mnie to, że Radosław Mroczkowski podjął się tego wyzwania bez jakiegokolwiek planu na przyszłość, czyli prowadzenia zespołu w wyższej klasie rozgrywkowej, a później być może jeszcze wyższej. O ile rozumiem trenera, który nie mógł nie skorzystać z takiej oferty, o tyle nie jestem w stanie zrozumieć działań włodarzy. Skoro już na etapie rozmów nie byli w stanie przedstawić szkoleniowcowi żadnej wizji rozwoju klubu na kolejne lata, to jakim cudem ktoś taki chce budować "Wielki Widzew", który miałby wrócić na najwyższy szczebel rozgrywek, gdzie po latach nieobecności znów zacznie walczyć o najwyższe cele?
O problemach z treningami:
Nie mieliśmy gdzie realizować i doskonalić planu taktycznego. Nie było mowy o dodatkowych treningach, o pracy indywidualnej. W rundzie rewanżowej Widzew nie zdobywał goli po stałych fragmentach gry, nie miał dobrze wypracowanych akcji. To jest w mojej ocenie pierwsza bardzo ważna przyczyna, która nie pozwoliła nam optymalnie przełożyć solidnie wykonanej pracy w okresie przygotowawczym na okres startowy.
O braku jakości w drużynie
O braku jakości w drużynie:
Gdy zaczynałem pracę z zespołem, to zrobiliśmy diagnostykę, by określić potencjał tej drużyny. To był zespół z trzeciej ligi i ten potencjał był niestety dość niski. Dlatego podkreślałem, że nie możemy oczekiwać od tych zawodników rzeczy, które są mało realne. Wielu zawodników nigdy nie grało na poziomie drugiej ligi, a w okienkach transferowych nie było żadnych konkretnych ofert ani propozycji dla nich z innych klubów.
Nie mogę zgodzić się ze szkoleniowcem, ponieważ w rundzie jesiennej wszystko funkcjonowało. Drużyna wygrywała, remisowała i ponosiła tez porażki, ale mimo wszystko zajmowała miejsce premiowane awansem. Dlaczego wtedy udawało się osiągać dobre wyniki, a w rundzie wiosennej nagle zaczął przeszkadzać brak miejsca do realizacji i doskonalenia planów taktycznych? Gdyby Radosław Mroczkowski został zatrudniony w okresie przygotowawczym przed rundą wiosenną, zastając warunki, których się nie spodziewał, to może rozumiałbym tego rodzaju argumenty, ale były szkoleniowiec Sadencji Nowy Sącz pracował z zespołem od początku (i końcówce poprzedniego) sezonu. Fakt, jakość wielu zawodników była co najmniej wątpliwa, ale tak jak wspomniałem powyżej, jakimś cudem z większością tych zawodników udawało się osiągać korzystne rezultaty.
O braku awansu:
Oczywiście rozumiałem niezadowolenie z remisów, ale wiedziałem, że wejdziemy do ligi. Może nie pięknie, ale wejdziemy. Mówiłem to szefom. Jestem przekonany, że byśmy awansowali. Może nawet zremisowalibyśmy kolejny mecz, może jeszcze następny, ale kluczowe mecze o awans – z Radomiakiem, Pogonią, Skrą, GKS – rozstrzygnęlibyśmy na swoją korzyść.
O transferach:
Myślałem, że więcej na starcie rozgrywek dadzą nowi zawodnicy, np. Daniel Tanżyna, Łukasz Turzyniecki, Rafał Wolsztyński, ale okazało się, że nie zawsze jest tak, że piłkarz, który przyjdzie z wyższej ligi, da nowej drużynie od pierwszego meczu ligowego to, co dawał poprzedniej. Ale po sparingach i treningach wszystko wyglądało dobrze. Liczyliśmy na ich doświadczenie, a okazało się, że mają podobne problemy, jakie miał solidnie ograny na poziomie pierwszej ligi Sebastian Kamiński.
Tutaj możemy sobie gdybać, czy Radosław Mroczkowski mimo wszystko doprowadziłby Widzew do pierwszej ligi. Sam twierdzę, że prędzej łódzki klub awansowałby pod wodzą Mroczkowskiego niż z Jackiem Paszulewiczem. Może "gdyby" włodarze klubu zatrudnili szkoleniowca o większych umiejętnościach, z większymi sukcesami, to nie miałbym takich obaw, ale do walki o awans zatrudnili człowieka, który w tym sezonie został zwolniony za tragiczne wyniki w GKS-ie Katowice, gdzie, notabene, miał przecież walczyć o powrót do ekstraklasy.
W kwestii transferów, tak jak mówi były trener Widzewa, w sparingach wszystko wyglądało bardzo dobrze. Byłem na meczu ze Stomilem Olsztyn, gdzie Widzew naprawdę, z ręką na sercu, pokazywał styl, którego nie potrafił później pokazać w zmaganiach ligowych. O ile dobrze pamiętam, Radosław Mroczkowski od początku rundy wiosennej brnął w ustawienie z trójką obrońców, choć w poprzedniej rundzie wszystko funkcjonowało w standardowym systemie z czterema defensorami. Wiadomo, że piłkarz nie zawsze jest w stanie szybko wkomponować się w zespół, ale w tym przypadku zmiana ustawienia mogła rozstroić zawodników, którzy grali od początku sezonu.
O przyszłości klubu
Po braku awansu i po tym, co dzieje się w klubie, już chyba wszyscy wiedzą, że w Widzewie brakuje prawdziwego lidera, prezesa z krwi i kości, najlepiej właściciela. Mówił o tym niedawno Zbigniew Boniek. Mam szacunek do stowarzyszenia, ale z jego członkami możemy sobie porozmawiać o piłce jak kibice, a nie fachowcy. A tam jeden mądrzejszy od drugiego, każdy grał w piłkę i wszystko o niej wie. Ktoś musi wziąć odpowiedzialność za rządy w klubie.
Na koniec pozostała kwestia przyszłości klubu. Tak jak powiedział w wywiadzie dla Gazety Wyborczej Radosław Mroczkowski. W klubie brakuje człowieka, który potrafiłby to wszystko dobrze poukładać. Na ten moment nie jesteśmy w stanie ocenić, jaką filozofie ma Widzew Łódź. Zwalnianie trenerów, trzymanie piłkarzy, którzy nie podnoszą poziomu piłkarskiego, a nawet go obniżają. W tym samym czasie rywal zza miedzy pewnie wchodzi do ekstraklasa, gra ładną dla oka piłkę, wprowadza wychowanków i przede wszystkim zatrudnia piłkarzy pod konkretny styl gry.