Ameryka należy do Flamengo
Puchar Copa Libertadores ponownie zawitał do Brazylii. Występujące w finale Flamengo, rzutem na taśmę rozprawiło się z ubiegłorocznym triumfatorem - River Plate, w ostatnich minutach spotkania zapewniając sobie zwycięstwo. Bohaterem Brazylijczyków został Gabigol.
Najwięksi piłkarze świata, trenerze, kluby, nagrody i przede wszystkim rozgłos - to wszystko łączy się z Ligą Mistrzów, od kilkudziesięciu lat będącą najbardziej prestiżowymi rozgrywkami na północnej półkuli. Rozgrywkami, którym brakuje jednego. Południowoamerykańskiego klimatu na trybunach i emocji do ostatnich minut, potrafiącym odwracać losy spotkania w końcowych fazach spotkań. To wszystko ma do zaoferowania Copa Libertadores, które podobnie jak przed rokiem, nie zawiodło. Ubiegłoroczny finał nie należał do zbyt spokojnych. Organizatorzy zdecydowali się wówczas na zmianę miejsca jego rozegrania, przenoszą go na Estadio Santiago Bernabeu. W finale elitarnych rozgrywek Ameryki Południowej doszło do derbów Buenos Aires, w których lepsze okazało się River Plate - w dwumeczu zwyciężając (5:3).
Obrona tytułu Copa Libertadores nie jest jednak rzeczą prostą, lecz przed taką szansą po raz kolejny stanęli podopieczni Marcelo Gallardo. Po niezwykle trudnej ścieżce do finału, na której znów napotkali lokalnego rywali w postaci Boca Juniors - zdołali zameldować się w finale, gdzie po iście szalonym meczu... przyszło im ulec Flamengo. Finał rozgrywany na Estadio Monumental w Limie od pierwszych minut był bardzo wyrównany z niewielką przewagą Brazylijczyków. Przewagą, która niczemu nie służyła, gdyż do 89. minuty spotkania prowadziło River Plate. Jeszcze przed upływem kwadransa na listę strzelców wpisał się Rafael Borre i gdy wydawało się, że kolejny puchar Copa Libertadores pojedzie do Buenos Aires, do gry wkroczyły emocje z jakich słynie południowoamerykański futbol.
Wystarczyły, bowiem zaledwie 3 minuty, by Flamengo wróciło do walki i w ostateczności ją wygrało. W 89. minucie starcia na listę strzelców wpisał się Gabigol, doprowadzając do remisu. Zaledwie trzy minuty później 23-latek ponownie pokonał Franco Armaniego - zapewniając swojemu zespołowi triumf. Triumf niezwykle cenny, bo przywracający Brazylię na szczyt południowoamerykańskiej piłki klubowej. Flamengo korzystny wynik do końca utrzymało, a oba zespoły kończyły to spotkanie w osłabieniu. W doliczonym czasie gry z boiska wyleciał Gabigol, którego losy podzielił równie dobrze zapowiadający się Ezequiel Palacios. Wieczór na peruwiańskim Estadio Monumental będzie jednak należał do napastnika z Rio de Janeiro, który pomimo niepowodzenia w Europie - podbija stare tereny, zapewniając trofeum takim graczom jak Diego Alves, Filipe Luis, Rafinha czy Gerson - wszystkim znanym z gry w Europie...