Cel europejskich gigantów podpisał nowy kontrakt
Raczej nie emocjonujemy się, kiedy zawodnicy nie grający w czołowych europejskich ligach podpisują nową umowę. Ot, po prostu jakiś grajek przedłużył sobie kontrakt i może dłużej być w miarę dobry, gdzieś tam w jakimś całkiem niezłym klubie. Przeważnie to nikogo nie obchodzi. No właśnie, ale są od tego "przeważnie" wyjątki. Jeden mamy teraz. Okazało się bowiem, że Bruno Fernandes, który przecież był latem rozchwytywany, a negocjacje jego transferu miały trwać jeszcze kilka dni temu.
Jeśli faktycznie miały one miejsce, to teraz poważnie się skomplikowały. Sporting za pomocą swoich social mediów oficjalnie poinformował o przedłużeniu umowy z Fernandesem. Kontrakt Portugalczyka ma wygasnąć w czerwcu 2023 roku, a parafka, którą złożył na papierze, dała mu podwyżkę do 40 tysięcy euro tygodniowo. Dodatkowo w nowej umowie widnieje ta sama klauzula odstępnego. Chętni będą musieli zapłacić za niego 100 milionów euro, z których Sporting tym bardziej nie będzie chciał teraz schodzić.
— Sporting Clube de Portugal (@Sporting_CP) November 26, 2019
Czy to dobrze, że Fernandes zdecydował się na złożenie tego podpisu? Dla Sportingu jak najbardziej, dla niego samego już niekoniecznie. Fernandes jest w kapitalnej formie i gołym okiem widać, że liga portugalska jest dla niego za ciasna. Transfer do lepszego klubu grającego w trudniejszych rozgrywkach jest niezbędny, by mógł pokazać pełnię swojego potencjału. Może się okazać, że tym jednym podpisem zamknął sobie drzwi do wielkiej kariery.
— James (@James_SCP) November 26, 2019