Niebieski krok w kierunku Wembley - echa półfinału Pucharu Ligi Angielskiej

Nie ucichły jeszcze emocje związane z Pucharem Anglii, a dzisiaj przypomniano nam o istnieniu kolejnych rozgrywek pucharowych - Pucharu Ligi Angielskiej. Renoma tego turnieju jest znikoma, ale mecz derbowy zawsze wyzwala dodatkowe pokłady energii. Mogliśmy się o tym przekonać dzisiejszego wieczora, gdy w półfinale EFL Cup doszło do derbów Manchesteru. Gospodarze z czerwonej części Manchesteru byli jedynie tłem dla podopiecznych Pepa Guardioli, którzy zwyciężyli 3:1.

Manchester United: D. de Gea - A. Wan-Bissaka, V. Lindelöf, P. Jones, B. Williams - A. Pereira, Fred, D. James (64' A. Gomes), J. Lingard (46' N. Matić), M. Rashford - M. Greenwood (81' A. Martial)

Manchester City: C. Bravo - K. Walker, Fernandinho, Otamendi, B. Mendy - Rodri, K. De Bruyne (80' G. Jesus), I. Gündoğan - R. Mahrez (86' P. Foden), R. Sterling, B. Silva

Przed spotkaniem najczęściej zadawane pytanie brzmi: "Jak to spotkanie potraktują trenerzy obu drużyn?". Ole Gunnar Solskjaer miał dość klarowną sytuację, bo wystarczy przyjrzeć się liście nieobecnych. Norweg nie mógł skorzystać z usług aż siedmiu piłkarzy, chociaż do absencji Erica Bailly'ego, Paula Pogby czy Scotta McTominaya wszyscy zdążyli się przyzwyczaić. Fanów cieszyło jednak to, że w podstawowym składzie znalazło się miejsce aż dla pięciu piłkarzy, którzy zdążyli przejść szkolenie w akademii "Czerwonych Diabłów". A Pep Guardiola wciąż musi zakopywać lukę powstałą na środku obrony i dzisiejszym wyborem na stoperze został Brazylijczyk Fernandinho. Doświadczony nominalny pomocnik zdążył już zaznajomić się z tą pozycją, bo występuje na niej od momentu kontuzji Aymerica Laporte. 

Na dobry wieczór w pierwszoplanową rolę wcielił się Portugalczyk Bernando Silva. Wychowanek Benfiki był jedynie biernie obserwowany przez defensorów drużyny przeciwnej i reprezentant Portugalii zdecydował się na strzał zza pola karnego. Uderzenie z ponad dwudziestu metrów w wykonaniu Silvy było na tyle precyzyjne, że David De Gea praktycznie nie miał nic do powiedzenia. Największe zastrzeżenia należy mieć aż do trzech piłkarzy Manchesteru United, którzy kompletnie nic nie robili sobie z obecności ofensywnego pomocnika. Na tak wysokim poziomie, tacy piłkarze jak Fred, Andreas Pereira czy Phil Jones nie mogą wykazywać się taką bojaźliwością w działaniach. Rafał Majchrzak miał rację - obecność tych piłkarzy w wyjściowej jedenastce nie wróży nic dobrego i nie musiał zbyt długo czekać na potwierdzenie swojej tezy. "The Citizens" objęli prowadzenie po piętnastu minutach od pierwszego gwizdka sędziego i nie mieli w planach spuszczenia z tonu.  

Na przełomie 33. a 39. minuty meczu piłkarze Manchesteru City poszli za ciosem i z ogromną swobodą powiększyli różnicę bramek do aż trzech bramek. Bernardo Silva postanowił być bohaterem całej pierwszej połowy, bo to on pozwolił Riyadowi Mahrezowi wpisać się na listę strzelców. Portugalczyk wkręcił w ziemię obu defensywnych pomocników i zagrał prostopadłą piłkę w kierunku reprezentanta Algierii. Sytuację starał się jeszcze uratować Victor Lindelöf, ale Szwedowi zabrakło ledwie kilku centymetrów do sięgnięcia futbolówki. Algierczyk miał dużo przestrzeni, ominął bezradnego de Geę i z ogromnym spokojem wpakował piłkę do pustej bramki. Dopełnieniem fatalnej dyspozycji gospodarzy była akcja bramkowa numer trzy - Kevin De Bruyne przypomniał o tym, że Phil Jones powinien przestać być traktowany jako poważny piłkarz przez środowisko piłkarskie, bo Belg prostym zwodem położył na ziemię reprezentanta Anglii. Strzał reprezentanta Belgii zdołał sparować de Gea, ale piłka dość pechowo odbiła się od nóg Andreasa Pereirę i to Brazylijczyk urodzony w Belgii był autorem trafienia samobójczego.

W drugiej połowie obraz gry praktycznie nie uległ zmianie - spotkanie było w pełni kontrolowane przez gości i sprawiali wrażenie osób, które nie chciały forsować zbyt dużego tempa meczu. Uśpienie w szeregach City postanowił wykorzystać dzisiejszy kapitan Manchesteru United, Marcus Rashford. Kevin De Bruyne popisał się nonszalanckim zagraniem, które poskutkowało przechwytem w wykonaniu rezerwowego Angela Gomesa. Kilkunastometrowym biegiem popisał się Mason Greenwood, a ten podał w kierunku wspomnianego Rashforda. Gospodarze dość niespodziewanie poradzili sobie z przeprowadzeniem kontrataku, chociaż drogę do bramki strzegło aż czterech piłkarzy w błękitnych strojach przy dwóch w czerwonych koszulkach. Statystyki pokazują jednak pewną prawidłowość - Rashford po prostu lubi strzelać przeciwko rywalowi zza miedzy. 

Ta akcja bramkowa to jedyne, na co było dzisiaj stać gospodarzy dzisiejszego meczu. Na dobrą sprawę United dostało niespodziewany prezent ze strony sąsiadów i fani zgromadzeni na stadionie mieli chwilę do tego, by na ich twarzach pojawił się uśmiech. Przez resztę meczu towarzyszył im przeszywający ból podczas obserwowania akcji City, którzy z ogromną swobodą radzili sobie na terenie przeciwników. A nie można zapominać, że pod koniec miesiąca zostanie rozegrany rewanż na Etihad Stadium. 

PS. Podarujecie nam, jeśli jutro nie będziemy pisać nic o meczu Leicester City z Aston Villą? Wolimy obśmiać to, czym stał się Superpuchar Hiszpanii. Naprawdę.

Jutro zostanie rozegrany drugi półfinał Pucharu Ligi Angielskiej, a więc macie czas na zapoznanie się z kursami przygotowanymi przez sponsora kanału

Autor

Mikołaj Krzywkowski

Krzywy94