Madrid está fuera! Lider LaLiga zatrzymany w drodze po dublet

O kolejne miejsce w półfinale Pucharu Króla walczyły dwie "królewskie" drużyny - Real Madryt z Realem Sociedad. Wielu obserwatorów traktowało ten mecz jako szansę na zaprezentowanie się przez Martina Ødegaarda. Młody Norweg wiedział, że Madryt to jedna z największych scen w świecie piłki nożnej i został bohaterem meczu. Norweg otrzymał istotne wsparcie od innego przedstawiciela skandynawskiego futbolu. Baskowie nie pozostawili złudzeń, kto dzisiejszego wieczora był lepszy i pokonali Real Madryt 4:3! 

Już w niedzielę mecz Real Sociedad vs Athletic Club! Ten i wiele innych meczów pełnoletni widzowie mogą oglądać i obstawiać na stronie sponsora portalu, Betclic.pl. SPRAWDŹ TUTAJ!

MATERIAŁY PROMOCYJNE PARTNERA | W grach hazardowych mogą uczestniczyć wyłącznie osoby, które ukończyły 18 lat. Udział w nielegalnych grach hazardowych jest przestępstwem. | Hazard może uzależniać. BEM to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych grozi konsekwencjami prawnymi. 

Real Madryt: A. Aréola - Nacho, É. Militão, S. Ramos, Marcelo - F. Valverde (76' L. Jović), T. Kroos, J. Rodríguez (46' L. Modrić) - Brahim Díaz (76' Rodrygo), K. Benzema, Vinícius Jr.

Real Sociedad: Á. Remiro - A. Gorosabel, A. Elustondo, R. Le Normand, N. Monreal - A. Januzaj (46' A. Barrenetxea), I. Zubeldia, M. Ødegaard (64' A. Guevara), M. Merino, M. Oyarzabal - A. Isak (70' A. Muñoz)

Pierwsze minuty rozegrane na Estadio Santiago Bernabeu przebiegały w spokojnym tempie i w atmosferze wspólnego rozeznania. W sumie jedynie  wypełnione trybuny dawały dość jasno do zrozumienia, że mamy do czynienia z ważnym spotkaniem, które docelowo przybliża do końcowego sukcesu. Najszybciej o tym fakcie przypomnieli sobie goście z San Sebastián. To właśnie Baskowie stworzyli pierwszą groźną akcję i ta od razu zakończyła się zdobytą bramką.

Główne role przy akcji bramkowej rozegrali dwaj młodzi piłkarze ze Skandynawii - Szwed Alexander Isak oraz ten, któremu chyba najbardziej zależało na dobrym występie, czyli reprezentant Norwegii Martin Ødegaard. Chłopak, który w tym roku skończy dopiero 22 lata, najwyraźniej postawił sobie za punkt honoru przypomnienie o sobie drużynie, z której jest wypożyczony do Kraju Basków. Na słowa krytyki przy tej sytuacji zasługuje bramkarz gospodarzy - Alphonse Aréola, chociaż nie tylko on zawinił. Francuz miał spore problemy ze strzałem napastnika i wypluł piłkę przed siebie. Éder Militão zupełnie nie spodziewał się takiej reakcji ze strony Aréoli i stracił ze swoich radarów Ødegaarda. Co zrobił rozgrywający Realu Sociedad? Spokojnie przyjął, zobaczył jak jest ustawiony bramkarz i uderzył między jego nogami. Norweg nie okazywał radości ze zdobytej bramki, chociaż w głębi duszy musiała rozpierać go satysfakcja. 

Na dobrą sprawę napastnik, kreowany na następcę Zlatana Ibrahimovicia, w czasie pierwszej połowy udowodnił dlaczego tak na dobrą sprawę nie zrobił prawdziwej furory w Borussii Dortmund. Obserwując liczbę zmarnowanych okazji przez Isaka, kibice Realu Madryt powinni dziękować niebiosom za to, że do przerwy goście prowadzili różnicą zaledwie jednej bramki. 20-letni Szwed za każdym razem, gdy stawał w pojedynku jeden na jednego z bramkarzem, to każdorazowo wystrzeliwał piłkę wysoko ponad bramką. W San Sebastian mogą jedynie się cieszyć, że pogodzili się z pierwszym wyborem na pozycji napastnika - Willianem José. W kontekście reprezentacji Polski akurat nieskuteczność Alexandra Isaka powinna nas cieszyć i liczyć na to, że ten stan potrwa przynajmniej do lipca bieżącego roku. 

To co nie wychodziło Isakowi w pierwszej połowie, częściowo wyszło po przerwie. A dlaczego jedynie częściowo? Szwed w końcu wpakował piłkę do siatki, ale sędziowie prawidłowo odgwizdali spalonego. Natomiast fenomenalnym przeglądem pola popisał się Martin Ødegaard, który od samego początku wiedział, jak i gdzie chce rozegrać całą akcję. Kibice "Królewskich" mogą już czuć ekscytację na samą myśl o tym, że Norweg jest coraz bliżej powrotu do stolicy Hiszpanii. Każdy tak dobry występ przybliża rozgrywającego do zakończenia wypożyczenia i wskoczenia do pierwszej drużyny Realu Madryt. 

Alexander Isak nie zraził się zmarnowanymi okazjami i wciąż był w pełni skupiony na zdobyciu bramki. Z roli rezerwowego fantastycznie wywiązał się Ander Barrenetxea, który pojawił się na boisku w miejsce bezproduktywnego Adnana Januzaja. Skrzydłowy niby delikatnie zakręcił Nacho, ale jednak do tego stopnia, że wychowanek Realu Madryt totalnie się zagubił we własnym polu karnym. Wolną przestrzeń w polu karnym wykorzystał Isak i uderzył w stylu Ibry. Z interweniowaniem przy takim woleju miałby problem praktycznie każdy bramkarz świata. Real jeszcze nie obudził się po ciosie numer dwa, ale po upływie 120 sekund nastąpił nokaut. Mikel Oyarzabal chciał rozciągnąć akcję na skrzydło, ale pomocną dłoń w kierunku gości ponownie wyciągnął Nacho. 30-latek tak niefortunnie zablokował podanie, że piłka wylądowała pod nogami Isaka i jego strzał zatrzepotał w siatce! 

Goście jeszcze nie powiedzieli ostatniego słowa, ale w międzyczasie Real Madryt zdołał zaliczyć trafienie kontaktowe. Marcelo ponownie udowodnił, że wiele korzyści wynika z jego zapędów ofensywnych, chociaż jednocześnie potrafi zapomnieć o podstawowych zadaniach jako lewy obrońca. Brazylijczyk został pozostawiony bez krycia, co bezwzględnie zauważył Brahim Díaz. Álex Remiro był bardzo bliski obrony strzału, ale piłka ostatecznie jedynie zahaczyła o dłoń golkipera. Marcelo przypomniał o ogromnych problemach z kryciem przy okazji gola numer cztery. Defensor bardzo pechowo nabił piłką Gorosabela, ale przez to zabrakło go w sektorze, gdzie znajdował się Isak. Szwed wcielił się w rolę podającego, a w polu karnym odnalazł się Mikel Merino. Zastanawia jedynie to, kogo krył Militão. Były piłkarz Porto musiał dostrzec jakiegoś ducha, bo odległość od rywala była bardzo duża.  

Real Madryt do końca walczył o zmniejszenie strat, ale sił i czasu starczyło zaledwie na dwa gole. O bramkę numer dwa zadbał duet młodych skrzydłowych z Brazylii - Vinícius Júnior oraz Rodrygo. Starszy z dwójki Brazylijczyków prawidłowo odczytał intencję Marcelo i uderzył na bramkę. Piłka trafiła w nogę Remiro i przeleciała wzdłuż bramki. Do bezpańskiej piłki dotarł Rodrygo i to właśnie chłopak urodzony w 2001 roku wpisał się na listę strzelców. Wychowanek Santosu miał jednak niezwykle ułatwione zadanie, bo strzelał do pustej bramki.

Nacho pozazdrościł Marcelo tego, że ten zdobył swojego gola i w doliczonym czasie nie chciał być gorszy. Bramka prawego obrońcy powstała dosłownie i w przenośni z chaosu. To co działo się w polu karnym Realu Sociedad można by rozpisać na kilka spotkań, ale to wszystko działo się na przestrzeni kilkudziesięciu sekund. Ostatecznie Karim Benzema ostatkiem sił dośrodkował w pole karne, a strzałem głową całą akcję zakończył wspomniany Nacho. Real Madryt robił naprawdę wiele, by wyszarpać dogrywkę, ale po szalonym meczu z awansu ostatecznie cieszyli się piłkarze Realu Sociedad. Podopieczni Imanola Alguacila w dobrych nastrojach podejdą do nadchodzących derbów Kraju Basków. A Zinedine Zidane może uważać Puchar Króla za przeklęte rozgrywki - utytułowany Francuz jeszcze nigdy nie świętował sukcesu w tym turnieju. A trzeba zaznaczyć, że mowa zarówno o karierze zawodniczej, jak i o trenerskiej. Kolejna okazja nadejdzie w przyszłej edycji Copa del Rey. 

Autor

Mikołaj Krzywkowski

Krzywy94