Raków nie poległ. Znów zremisował. Wszystko rozwiąże się w rewanżu
Było w tym spotkaniu coś takiego, co widzieliśmy już we wczorajszym pojedynku z udziałem Legii Warszawa. Może nie chodzi tylko i wyłącznie o samą dominację ze strony rywala, wszak za prowadzenie gry brali się raczej gospodarze, ale mimo wszystko miało się wrażenie, że przeciwnik doskonale wiedział co się dzieje. Kontrolował to starcie. Naprawdę dobrze czytał grę Rakowa. Jeśli meldował się w okolicach pola karnego, zazwyczaj robiło się gorąco. Widać było, że zespół z Kazania ma pomysł na to spotkanie i najchętniej zamknąłby je pojedynczym ruchem.
Mecze Serie A, LaLiga oraz innych najlepszych lig pełnoletni widzowie mogą oglądać i obstawiać na stronie sponsora portalu, Betclic.pl. SPRAWDŹ TUTAJ!
MATERIAŁY PROMOCYJNE PARTNERA | W grach hazardowych mogą uczestniczyć wyłącznie osoby, które ukończyły 18 lat. Udział w nielegalnych grach hazardowych jest przestępstwem. | Hazard może uzależniać. BEM to legalny bukmacher. Gra u nielegalnych grozi konsekwencjami prawnymi.
Raków Częstochowa - Rubin Kazań 0:0
Raków: Kovačević - Tudor, Niewulis, Arsenić - Wdowiak, Poletanović, Papanikolaou, Kun - Cebula, Lopez - Gutkovskis
Rubin: Diupin - Zotow, Uremović, Begić, Zujew - Jevtić, Abildgaard, Szatow - Hakšabanović, Despotović, Kwaracchelia
Wczorajsze spotkanie Legii Warszawa po części udowodniło, że europejskie puchary rządzą się własnymi prawami i niespodzianki faktycznie się zdarzają. Jedną z nich był ten remis w Zagrzebiu. Nie oszukujmy się, jest to jakaś niespodzianka, że gospodarze tego meczu nie wygrali i o wszystkim zadecyduje rewanż. Czy w jakimś stopniu podziałało to na piłkarzy wicemistrza Polski? No niby tak, ale nie do końca. Za faworyta tego starcia raczej ich nie uważano, więc nacisku na ewentualny triumf również nie było. Gdyby przegrali, nikt nie mówiłby o kompromitacji. Mogli wygrać, ale nie musieli. Zdecydowanie większa presja ciążyła na zespole z Kazania i czysto teoretycznie mogło mieć to wpływ na to, że zaprezentowali się tak, a nie inaczej. Nie było tego, czego oczekiwano. Brakowało dominacji, gry piłką, regularnych wizyt pod bramką przysłowiowych gospodarzy – "stadion" w Częstochowie nadal nie spełnia wymaganych kryteriów – czy indywidualnych przebłysków po stronie faworyta. Ba, wydawało się, że lepszy jest Raków, któremu brakowało odrobiny wykończenia.
Takie właśnie były fakty. Podopieczni Marka Papszuna ponownie chcieli udowodnić, że polski zespół na tle silniejszego rywala nie jest synonimem przestraszonego kopciuszka, który siedzi w szafie i nie wie, czy w ogóle może wyjść. I nie jest to użyte na wyrost, bo w taki sposób prezentowali się przedstawiciele ekstraklasy na przestrzeni kilku ostatnich lat. Dziś było inaczej. Do pewnego momentu wyglądało to naprawdę nieźle, a gdyby nie zabrakło napastnika z prawdziwego zdarzenia – przepraszamy te wszystkie wynalazki, ale czegoś im jednak brakuje – mogłoby być jeszcze lepiej. Ten mecz naprawdę mógłby się potoczyć nieco inaczej. Tu zabrakło lepszego przyjęcia, tam jakiegoś wykończenia. Niby detale, choć jak pokazało to starcie, te detale trochę ważą i mimo wszystko nie należy ich pomijać. Jeśli chce się walczyć w Europie, to sięga się po kogoś nieco bardziej rozgarniętego niż Vladislavs Gutkovskis. Zresztą znamy to doskonale. Pomimo tego, że czasem faktycznie coś mu wyjdzie, o tyle dziś był bardzo niezdecydowany. Często zagubiony, nie mówiąc już o tym, że pojawiał się i znikał.
Raków trzeci mecz w Lidze Konferencji. Bilans bramkowy 0:0.
— Emil Kamiński (@EKaminski84) August 5, 2021
Tym bardziej że niezłych sytuacji po stronie Rakowa faktycznie nie brakowało. Nie licząc tych kilku sprintów Patryka Kuna, nieźle zagrał Mateusz Wdowiak. Widać było ten gaz. W końcu mógł sobie poszaleć i nie chodzi tu o szarże imienia Kamila Wojtkowskiego przez zatłoczone miasto. Skrzydłowy Rakowa zagrał naprawdę dobre spotkania. Być może zabrakło kilku dryblingów, aczkolwiek niezłe przyśpieszenie i w miarę regularne dośrodkowania powinny wystarczyć, by coś w końcu wpadło. A czy coś wpadło? No nie wpadło, bo w polu karnym rywala znów stał napastnik, któremu strzelać nie kazano. Tak się meczów niestety nie wygrywa. Szkoda tylko tych wszystkich zawodników z pola, którzy zaprezentowali się z naprawdę dobrej strony – fajnie pograli piłką, stworzyli kilka sytuacji. Widać było, że nie chcą zostać połknięci przez rywala i choć w pewnym stopniu prowadzić grę. Dało się to zauważyć, ale tylko do wysokości pola karnego rywala. Im dalej w las, tym było tylko gorzej i tak też się skończyło.
Raków zagrał nieźle, no ale nie wygrał. Tego dziś zabrakło – zwycięstwa. Szkoda, bo patrząc na to, jak zagrał zespół z Kazania, nie była to raczej przeszkoda, której nie dało się przeskoczyć. Generalnie poszalał tylko młody Gruzin. Trochę pokiwał, oddał hołd Leo Messiemu, aczkolwiek nic wielkiego nie wskórał. Jeśli meldował się pod bramką Rakowa, momentalnie był stopowany. Jedyne czym się wyróżnili, to wymalowane flamastrem numery. Na tym przebłyski Rubina się jednak kończyły, więc faktycznie można żałować, bo zaplanowane na przyszły tydzień spotkanie będzie już zupełnie inne. Nie będzie mowy o tak komfortowej grze piłką. Wiele wskazuje na to, że wejdzie konkretna defensywka i ewentualna walka o konkurs jedenastek. Ale o tym już za tydzień. Dziś padł remis (1:1) i przy tym też zostaniemy.
No context Russian Football pic.twitter.com/QvQTybwbG2
— Kasia Lewandowska (@KatherineAFC) August 5, 2021