Szaleństwo w Marsylii. Liga Mistrzów w Lidze Europy!
Liga Europy jest przez większość kibiców traktowana po macoszemu i w sumie nic w tym dziwnego. Wyższość Ligi Mistrzów nad Pucharem Pocieszenia jest dość oczywista, ale głupotą byłoby stwierdzenie, że w czwartek nigdy nie ma żadnych ciekawych meczów. Są, a im bliżej finału, tym jaja są większe. Dzisiaj mieliśmy tego kolejne przykłady - kapitalny come back Salzburga, CSKA będące o krok od wyeliminowania Arsenalu, Sporting walczący z Atletico i przede wszystkim hit na Stade Velodrome w Marsylii, gdzie Olympique pokonał RB Lipsk aż 5:2, po spotkaniu pełnym zwrotów akcji i cudownych goli!
To, co działo się w Marsylii już od samego początku przeszło wszelkie moje oczekiwania. Po nudnym pierwszym meczu, w którym Lipsk wygrał z Olympiquem 1:0, spodziewałem się, że w rewanżu wiele lepiej nie będzie, Francuzi będą przeważać i ogólnie spotkanie dupy nie urwie. Urwało. Razem z żołądkiem, jelitami i wątrobą, której najbardziej mi szkoda. Ci, którzy odpalili TVP Sport albo jakąkolwiek inną transmisje, mieli prawo czuć się jak na kolejce górskiej i szczerze nie zdziwię się, jeśli ktoś zabrudził pawiem swój dywan w pokoju.
Już w drugiej minucie zaczęło być wesoło, bo Niemcy wyszli na prowadzenie. Piłka w pole karne, przypadkowy drybling Augustina i Bruma, który kropnął z całej siły, nie zastanawiając się zbytnio, do czego to doprowadzi. Marsylia musiała w tamtej chwili zdobyć trzy gole do awansu i... zrobiła to w 15 minut!!! Już w 6. minucie po rzucie rożnym samobója wpakował Ilsanker, z dużą pomocą Konstandinosa Mitroglu. Trzy minuty później Olympique już prowadził, a Gulacsiego, który najpierw wyciągnął jakimś cudem dwa uderzenie Mitroglu, pokonał Sarr, co było efektem rewelacyjnej kontry wyprowadzonej przez gospodarzy. Francuzi podwyższyli prowadzenie w 17. minucie, kiedy bardzo aktywny Payet popisał się efektownym uderzeniem z dystansu swoją słabszą lewą nogą, ale sędzia odgwizdał jednak faul, który chwilę wcześniej popełnił jego grecki kolega. Wciąż było 2:1.
Marsylia była w gazie jak jasna cholera, siedziała na tym Lipsku jak niegdyś Kamil Kiereś usadzony przez jednego z kibiców na ławce rezerwowych. Niemcy nie radzili sobie w eksperymentalnym ustawieniu trójką z tyłu i w końcu stracili trzecią bramę, którą zdobył Florian Thauvin na kilka minut przed przerwą. W drugiej połowie Olympique nie odpuszczał, dalej atakował, ale... to RB zdobyło gola na 2:3, a ładnym strzałem zza szesnastki popisał się w 55. minucie Augustin. Radość Lipska nie trwała jednak długo, bo już pięć minut później kolejną dawkę magii zaprezentował rozgrywający kapitalne zawody Payet. Wszedł w pole karne jak Hitler w ZSRR i zewnętrzną częścią stopy zapakował takie okieno, że jedyne co mogę napisać to WOW. Od tego momentu do głosu coraz bardziej zaczęli dochodzić goście, posiadali futbolówkę, byli nastawieni mega ofensywnie, ale nie potrafili sforsować szczelnej obrony marsylczyków. Gra była cały czas otwarta i nie było wiadomo, kto ostatecznie przechyli szalę na swoją korzyść i ile bramek jeszcze w tym meczu zdobędzie.
Dimitri. Payet. #OMRBL pic.twitter.com/WQaqvAKqeb
— Jonah Takalua (@Destaquito2) 12 kwietnia 2018
Niemcy atakowali i atakowali, Francuzi kontrowali i kontrowali, rzeź totalna, efektowne wślizgi, dryblingi, kiwki, walka, buzujące emocje, sytuacje, Jezus Maria, ten mecz miał absolutnie wszystko! Przestój to on miał co najwyżej w przerwie między połowami. RasenBallsport wierzył w wygraną, sunął z kolejnymi akcjami, ale w samej końcówce został ostatecznie dobity. Gdy nadeszła ostatnia minuta spotkania w pole karne gospodarzy powędrował bramkarz, Peter Gulacsi, który nie zdążył wrócić do swojej bramki po fatalnie rozegranym rzucie rożnym swojej drużyny. Efekt? Hiroki Sakai podwyższył na 5:2 kopnięciem do pustaka i zakończył to pomieszanie z poplątaniem.
Mówię wam, o tym meczu można napisać naprawdę dużo! Życzę każdemu, aby oglądał takie i tylko takie spotkania jak to! Zero kalkulacji, pełne ryzyko, ofensywna gra, super piłkarze, no, normalnie żyć nie umierać! Krzysztof Stanowski coś tam marudził na Twitterze na tę Ligę Europy, pisał, żeby zachować powagę i szacunek, nie pisząc o LE przed finałem. W wielu przypadkach miałby może rację, ale dzisiaj ten wpis wygląda, że użyję takiego eufemizmu, żenująco śmiesznie. Olympique i RB to nie są Termalica z Sandecją, a Payet i Keita to nie Korzym i Kucharczyk. To, co stało się na Stade Velodrome jest piłkarskim show w najczystszej postaci, jest tym, czego my dokładnie oczekujemy od naszego ukochanego futbolu. Właśnie to chcemy oglądać i właśnie po to istnieją europejskie puchary! No, oczywiście poza grubym hajsem, wiadomo. Kasiura przede wszystkim. Ale to nie zmienia faktu, że dzisiaj Liga Europy zafundowała nam Ligę Mistrzów i niech Gonzalo Jara wsadzi swój magiczny palec temu, kto uważa inaczej!
CIEKAWOSTKA:
Rzeczywiście lekkie zaćmienie asystenta Björna Kuipersa przy bramce na 5:2 dla Marsylii. Pewnie nie skontrolował linii, bo nie wierzę, że zapomniał o braku bramkarza w bramce. pic.twitter.com/VG0niumMvc
— Arbiter Café (@h_demboveac) 12 kwietnia 2018
Scenes in Marseille as they go through to the semi finals #UEL #OMRBL pic.twitter.com/MUpc8V9odg
— Jonah Takalua (@Destaquito2) 12 kwietnia 2018