Julio Baptista wraca do profesjonalnej piłki!
Wczoraj zamykało się włoskie okienko transferowe, więc naturalnym jest, że dziś piszemy praktycznie tylko o tym. Jednak nie tym razem! Teraz zaliczymy małą odskocznię od Półwyspu Apenińskiego i przeniesiemy się w przeszłość. Tak, zamiast podróżować między miejscami, będziemy to robić w czasie. Przypomnijcie sobie bowiem czasy, w których Real Madryt nie tylko nie wygrywał Ligi Mistrzów trzy lata z rzędu, ale też nie mógł przejść jednej ósmej finału, pomimo tego, że miał genialnie zbudowany skład. Może nie wszyscy to pamiętają i takie czasy wydają się w obecnej sytuacji abstrakcyjne, ale miały one miejsce. Skład Królewskich był wtedy naszpikowany gwiazdami, ale miał też zawodników, którzy błyszczeli rzadziej, a mimo to byli niezwykle ważnymi elementami całej układanki. Jednym z takich piłkarzy był Julio Baptista.
Brazylijczyk po swojej przygodzie w Madrycie kontynuował karierę w Romie, a potem udał się na czynną emeryturę do Stanów Zjednoczonych. Jego kontrakt z Orlando wygasł dwa lata temu i od tego momentu Baptista był wolnym agentem. Można było śmiało przypuszczać, że Brazylijczyk najzwyczajniej w świecie zakończył karierę, ale jak się teraz okazuje, nie do końca. Baptista wraca bowiem do Europy i znów będzie profesjonalnym piłkarzem. Co prawda nie do Realu Madryt, ale też zapowiada się ciekawie.
Jego nowym zespołem będzie rumuńskie CRF Cluj. Rumunii zwrócili się do Baptisty z propozycją wznowienia jego kariery, a ten o dziwo zgodził się. Oczywiście przyszedł za darmo i jak możemy przypuszczać, nie będzie zarabiał bajońskich sum, bo w tamtym kraju nikt mu tyle nie zapłaci. Szczerze mówiąc, jestem w szoku, ze Baptista się na to zgodził. Przypuszczałbym, że ktoś w jego wieku bardziej zdecydował się na Chiny, gdzie pewnie mógłby zarobić kilkanaście razy tyle. Brazylijczyk jednak wybiera Rumunię, by grać w poważniejsza odmianę piłki nożnej i znów zahaczyć o europejskie puchary. Już za samą taką ambicję należą mu się sukcesy i honorowe przyznanie tytułu MVP ligi rumuńskiej.