Niespodzianka! Derby Red Bulla dla Salzburga!

Drugiego takiego meczu w tej kolejce Ligi Europy nie było! Ba, nie wiadomo, czy w ogóle kiedykolwiek będzie spotkanie z takimi podtekstami i z taką historią, jak pojedynek RB Lipska i RB Salzburga - no, oczywiście nie licząc rewanżu. W każdym razie wielu kibiców z dużym zainteresowaniem patrzyło na to, jak dwie niezbyt lubiane ekipy poradzą sobie w starciu między sobą i wiecie co? Wygrał ten, który w teorii wygrać nie miał! Salzburg zwyciężył w Lipsku 3:2!

Co to był za mecz! Jak wiadomo Austriacy są obecnie w świetnej ligowej dyspozycji i po siedmiu kolejkach tamtejszej Bundesligi mają na koncie komplet zwycięstw. Nieco inne nastroje panują na terenie byłego NRD, bo RasenBallsport (tak przecież nazywa się ekipa z Niemiec, nie żaden Red Bull) męczy się i męczy na początku obecnej kampanii, co dzisiaj wieczorem było to widać od samego początku. Ralf Rangnick postanowił wystawić moją ulubioną parę obrońców, czyli megaelektrycznych Ibrahimę Konate i Dayota Upamecano. Efekty? Kwas na środku lipskiej obrony już od samego początku. Popisywał się głównie ten pierwszy, który na dobrą sprawę powinien wylecieć z boiska w pierwszych minutach, ponieważ sfaulował idącego sam na sam przeciwnika po stracie, którą sam zanotował. To znaczy, sfaulował... Nie sfaulował, bo nie było gwizdka.

Salzburg prezentował się zdecydowanie lepiej niż opierzały Lipsk. Walczył, biegał, zapie...rniczał i chciał za wszelką cenę pokazać, że całe to gadanie o tym, iż są dla Niemców tylko szkółką i ośrodkiem treningowym to zwykłe głupoty. Zaczęło się w 20. minucie... Stefan Ilsanker z ekipy gospodarzy zagrał przeinteligentną piłkę do tyłu, prokurując przy okazji pojedynek biegowy jednego ze swoich kolegów z Munasem Dabburem. Efekt? 1:0 dla przyjezdnych i Izraelczyk wpisany na listę strzelców. Ten młodszy RB wiedział, że musi się ogarnąć, ale... dwie minuty później przegrywał już 0:2! Tym razem pokaz januszerki pokazała cała linia obronna z Konate na czele, który najpierw źle wyszedł do spalonego, powodując ogromną wyrwę, a następnie nieśpiesznym truchtem powracał w swoje pole karne. Zanim tam dotarł, z gola cieszył się Amadou Haidara, który wpakował futbolówkę do pustej bramki, finalizując akcję 3 na 1. Piłkarze Lipska byli w szoku, ale próbowali jakoś prowadzić grę, co w ogóle im nie wychodziło. Nie byli w stanie zawiązać zalążka jakiejkolwiek akcji i powinni się cieszyć, że goście nie wpakowali im kolejnych goli.

Rangnick był zdesperowany. W przerwie dokonał aż trzech zmian, co w piłce jest widokiem tak rzadkim jak dziewica w gimnazjum. Nie przyniosło to zupełnie żadnych efektów, bo Leipzig nadal prezentował się daremnie. Nie dziwił więc fakt, że w ich kierunku z trybun nadlatywały gwizdy - ale kto, jak kto, oni powinni być do nich przyzwyczajeni. Gospodarze byli chaotyczni, niedokładni, nie mieli totalnie żadnego pomysłu, co było ogromnym kontrastem dla Salzburga zostawiającego na boisku serce, wątrobę i obie nerki. Co nie znaczy, że tylko to, bo pokazywali również spory potencjał techniczny. To właśnie oni stwarzali kolejne sytuacje na zdobycie gola, a najbliżej był Dabbur, ponieważ trafił w słupek.

Jaja pojawiły się w 70. minucie i nie chodzi mi bynajmniej o to, że Lipsk w końcu zaczął się starać. Błąd popełnił kapitan Austriaków Andreas Ulmer, w wyniku czego Konrad Laimer z Lipska wpadł w pole karne i nawiązał kontakt bramkowy z przyjezdnymi. To dało Niemcom kopa, a może raczej powinienem powiedzieć, że skrzydeł? Ich gra nagle zaczęła się kleić, tempo uległo zwiększeniu, a i zawodnicy jakby mieli pomysł na rozgrywanie akcji. Goście wręcz przeciwnie, dali się zepchnąć do obrony i aż prosili się o to, aby cały mecz gorsi gospodarze wyrównali rezultat spotkania. Tak się stało w 82. minucie, kiedy po dośrodkowaniu Kevina Kampla kapitalnym wyskokiem i grą głową popisał się Yussuf Poulsen. Było 2:2, a Lipsk nie ustępował...

Salzburg pękał, końcówka należała do ekipy Rangnicka, ale wtedy do gry wkroczył skorpion. Serio. Austriacy wyprowadzili kontrę, a na środku boiska, w chaosie, efektownym skorpionem piłkę uderzył Zlatko Junuzović, natomiast niewiele brzydszą asystę zanotował Hannes Wolf, zagrywający do Fredrika Gulbrandsena. Norweski napastnik przyjezdnych stanął oko w oko z bramkarzem rywali, odetchnął głęboko i przymierzył w długi róg, dając Red Bullowi Salzburg prowadzenie 3:2! Była 89. minuta...

Lipsk jeszcze próbował, jeszcze atakował, sunął z kolejnymi szarżami, ale nie... nie udało im się. To Austriacy wygrali! Ci, którym zwycięstwo należało się jak studentowi browar! Ci, których w porównaniu z niemieckim klubem traktuje się po macoszemu, poniża go w stosunku do niego, podkupuje najlepszych zawodników, aby ci mogli reprezentować barwy Lipska. Wielu z tych, którzy dawniej grali w Salzburgu, stało dzisiaj po drugiej stronie barykady. I przegrało.

Autor

Piotr Tubacki

P_Tub