Lipsk rządzi und nichts anderes
Chciałbym zacząć ten tekst jakimś fajnym i chwytliwym wstępem, ale nie mam żadnego pomysłu na taki manewr. Z tego też powodu napiszę po prostu, że RB Lipsk wpadł do Rosenborga jak po swoje i zagrał jak Puszcza Niepołomice z KS-em Paradyż, tylko bramek mniej nastrzelał.
Rosenborg: Hansen - Hedenstad (62. Dahl Reitan), Hovland, Reginiussen, Gersbach - Jensen, Konradsen, Denić (77. Vilhjalmsson) - Levi, Soderlund, de Lanlay (68. Jebali)
Lipsk: Mvogo - Mukiele (80. Sabitzer), Konate, Orban, Halstenberg (74. Saracchi) - Laimer, Ilsanker, Demme (64. Klostermann), Bruma - Augustin, Cunha
Nie spodziewałem się pokazu fajerwerków w tym meczu, otwartej gry od bramki do bramki, wybuchów, pościgów, handlu narkotykami i innych rzeczy, które są obecnie na porządku dziennym w gimnazjum - zanim je do końca zlikwidują. Obstawiałem, że argumenty będą po stronie Lipska, że piłeczka będzie po ich stronie, ale nie przypuszczałem, że gospodarze zafundują nam taki smutny, norweski wieczór. Nie dziwię się, że Skandynawowie słyną z takiego chłodu (nie mówię tylko o pogodzie) i powściągliwości w okazywaniu emocji, skoro ich piłkarze grają taki niewesoły i ponury futbol.
Chciałbym opisać tutaj coś więcej niż tylko bramki zdobywane przez Niemców, ale po prostu nie warto. Kontrola i dominacja od początku do końca - tak wyglądało to ze strony gości. Pierwszego gola zdobyli już w 12. minucie, kiedy Jean-Kevin Augustin minął jak dziecko lewego obrońcę gospodarzy Alexa Gersbacha, który poszedł "na raz" i nie ogarnął, że Francuz przyjmuje piłkę w drugą stronę. No i cyk, 1:0. Jedyne do czego można było się przyczepić w grze RasenBallsportu to fakt, że do przerwy prowadzili tylko 1:0 - no ale po godzinie było już 3:0.
W 54. minucie, po dośrodkowaniu z lewej strony i dużym zamieszaniu, piłka spadła po nogi Ibrahima Konate, stopera Lipska, który po prostu kopnął ją do bramki. Tak se, na luziku. I tyle. W 61. minucie z kolei futbolówka dość przypadkowo trafiła do Matheusa Cunhy, stojącego akurat w polu karnym bez opieki obrońców Rosenborga, nieogarniających w ogóle tematu. Wydawało się, że podanie było skierowane do wbiegającego tam Augustina, ale Brazylijczykowi trochę się przyfarciło i to on stanął przed szansą na podwyższenie wyniku, co też uczynił, ładując na pałę w stronę bramki.
O grze gospodarzy nie można napisać nic ciekawego, nikt nie zapadł mi w pamięci, a najlepiej o ich występie świadczy to:
O formie Rosenborga w dzisiejszym meczu z Lipskiem najlepiej świadczy obrazek ich skrzydłowego, który nieatakowany, chcąc zabrać się z piłką do sprintu, potknął się i zarył twarzą w trawę.
— Piotrek Tubacki (@P_Tub) 4 października 2018
Norwegowie zdobyli jednak gola honorowego i dość trudno stwierdzić jakim cudem. W tym meczu oddali tylko pięć strzałów, czyli pięć razy mniej niż przyjezdni. Jak do tego doszło nie wiem? Wszystko zapieprzył rezerwowy Marcelo Saracchi, który ustawił się w obronie tak fatalnie, że Jonathan Levi spokojnie wybiegł na wolne pole, dostał passa i z bocznego sektora dośrodkował w pole karne. Piłka przeleciała wszystkich, a całość zamknął Issam Jebali. Jego nazwisko uświadomiło mi, że poprzednie zdanie brzmi nieco dwuznacznie. W każdym razie skończyło się 3:1 i nie każcie mi pisać o tym spotkaniu niczego więcej.