
Lazio od niechcenia, ale melduje się dalej
Powiedzmy sobie szczerze – nie był to mecz wybitny. Ba, nie był to nawet mecz dobry, godny polecenia neutralnemu kibicowi do ponownego obejrzenia. Przez długi czas mogło nawet się wydawać, że w ogóle nie padną w nim bramki – aż tu nagle w doliczonym czasie pierwszej połowy Lazio wyjęło królika z kapelusza. Jak się miało okazać, nie po raz ostatni. Rzymianie pokonali ostatecznie Olympique 2:1, kończąc już rywalizację w grupie H.
Składy:
Lazio: Strakosha; Wallace (57’ Bastos), Luiz Felipe, Acerbi; Marusic, Cataldi, Parolo, Berisha (70’ Milinković-Savić), Durmisi; Correa (82’ Luis Alberto), Immobile.
OM: Pelé; Sakai, Caleta-Car, Rami (79’ Sarr), Ocampos; Sanson (69’ Payet), Luiz Gustavo, Strootman, Lopez; Thauvin (82’ Mitroglou), N’Jie.
Rudi Garcia, znając stawkę spotkania, postanowił postawić wszystko na jedną kartę i zmienić ustawienie, podobnie jak Lazio stosując system z trzema środkowymi obrońcami. Nie dało to Marsylii zbyt wiele, jako że ich najlepsze okazje w pierwszej połowie przyszły albo ze stałych fragmentów gry, albo z indywidualnych akcji. W 6 minucie fenomenalną okazję koncertowo spartolił Hiroki Sakai. Japończyk nie spodziewał się chyba, że po aucie wyrzuconym przez Ocamposa jego koledzy wygrają dwie kolejne główki i nie zdołał pokonać Strakoshy.
Jako że żadna z drużyn nie mogła długo osiągnąć przewagi w środku pola, mecz długo wydawał się dość otwarty. Ani Lazio, ani Marsylii nie udawało się jednak dochodzić do dogodnych pozycji strzeleckich. Ciut lepiej prezentowali się goście, ale groźniejsi dzięki kontratakom zdawali się Rzymianie, którzy w 19 minucie domagali się podyktowania karnego po faulu na Correi. Sędzia pozostawał jednak niewzruszony.
Jedyny warty zapamiętania strzał OM oddał Clinton N’Jie, próbując po indywidualnej akcji zmieścić piłkę w krótkim rogu – nieudanie. Poza tym gra zdawała krążyć się wokół Thauvina, który był niemiłosiernie poniewierany przez obrońców Lazio i leżał na murawie mniej więcej raz na 2-3 minuty. Florian był w stanie pokazać się z dobrej strony dopiero w 43 minucie, lecz jego strzał sparował Strakosha. Gdy Francuzi myśleli już o zejściu do szatni, zostali pokarani golem. Głupia strata w środku pola, podanie Cataldiego do Immobile, wysoka wrzutka Włocha z pierwszej piłki i znakomite zachowanie wbiegającego w pole karne Marco Parolo dała Lazio prowadzenie do przerwy.
Pierwsze dziesięć minut drugiej połowy mogło być dla publiczności czymś w rodzaju deja vu. Długo nie działo się nic, a potem zwykła akcja dwójkowa Correi z Immobile przyniosła drugiego gola dla gospodarzy. Obrona Marsylii zachowała się w tej sytuacji wprost fatalnie, a jej kapitan, Luiz Gustavo, przepuścił decydujące podanie pomiędzy nogami. Argentyńczyk pewnie wykończył akcję rodem z luźnego treningu, posyłając piłkę blisko dalszego słupka.
Gdy zdawało się, że Lazio spokojnie dowiezie 2-0 do końca spotkania, również w ich szeregi wkradło się rozluźnienie. Francesco Acerbi wsadził na minę Parolo, który stracił piłkę kosztem Morgana Sansona. Franuz szybko posłał piłkę na skrzydło do Thauvina, a ten niemal identycznym strzałem do tego Correi sprzed pięciu minut pokonał Thomasa Strakoshę.
Podopieczni Rudiego Garcii nie byli jednak w stanie pójść za ciosem. Poza strzałem Strootmana, jedyne zagrożenie dla bramki strzeżonej przez Albańczyka stanowił… Adam Marusić, który w doliczonym czasie gry nieomal skierował futbolówkę do własnej bramki. Swoje szanse miało także Lazio za sprawą – a jakże inaczej – Immobile oraz wpuszczonego na boisku Milinkovicia-Savicia. Wynik nie uległ już jednak zmianie i dzięki zwycięstwu Eintrachtu Frankfurt na Cyprze, dał on awans Lazio do dalszej fazy rozgrywek.