Zuhause in Europa, czyli Eintracht w 1/16
Spokojnie, zanim część z Was wpadnie w głęboką konsternację, co ten Niemiec mi będzie w tytule, tłumaczę, że pierwsze trzy słowa są hasłem Eintrachtu Frankfurt i znaczą mniej więcej "W domu, w Europie". Dlaczego zdecydowałem się na taki tytuł a nie inny? Zapraszam do lektury.
Apollon Limassol: Kissas - Vasiliou (C) (60' Pedro), Roberge, Quedraogo, Stylianou - Sachetti, Kyriakou - Schembri (67' Faupala), Markovic, Adrian Sardinero, Maglica (46' Zelaya)
Eintracht Frankfurt: Trapp - da Costa, Abraham (C), N'Dicka, Willems - Stendera, Fernandes (77' de Guzman), Hasebe, Gacinović - Haller (66' Rebić), Jović (85' Müller)
0:1 - 17' Jović
0:2 - 55' Haller
0:3 - 58' Gacinović
1:3 - 71' Zelaya
2:3 - 94' Zelaya (rzut karny)
Kilka godzin temu skończył się prawdopodobnie dla 99% czytelników "żaden" mecz. Ale dla mnie ma on szczególne znaczenie. 1477 dni czekali kibice Eintrachtu na wyjazdowy mecz w pucharze europejskim. Przypomnę, że mecz z Marsylią odbył się przy pustych trybunach. Toteż teraz kibice nie mogli sobie odmówić tej przyjemności i w liczbie około 5000 chłopa, stanowili dobre 3/4 wszystkich kibiców na spotkaniu, mimo że było ono rozgrywane na Cyprze. Coś niesamowitego. Drugim bardzo ważnym powodem jest to, że po czterech zwycięstwach udało się awansować do 1/16 finału Pucharu Europy. Nie mogę się doczekać ostatniego spotkania we Frankfurcie przeciwko Marsylii, na które wybiorę się osobiście i przygotuję Wam relację. Będzie wielka impreza.
The invasion of Eintracht Frankfurt fans at Apollon Limassol 08/11/2018 pic.twitter.com/gWTjDudXWS
— Ultra Style (@ultrastyle01) 8 listopada 2018
Wracając jednak do samego spotkania. Eintracht od samego początku kontrolował przebieg meczu, przewyższając rywala z Cypru swoją kulturą gry. Gospodarze wprawdzie starali się całkiem ostro napierać na gości, lecz wszelkie poważne próby kończyły się w okolicach 20. metra od bramki. Jeśli mam być szczery, to ten mecz mnie w ogóle nie porwał, szczególnie w pierwszej połowie. Po prostu Frankfurt robił swoje, a Apollon posłusznie biegał i zamykał korytarze dla jednych z najgroźniejszych piłkarzy ofensywnych w Bundeslidze. Mowa tu oczywiście o Sebastianie Hallerze i Luce Joviciu, który w tym sezonie ma na koncie już 10 trafień, w tym sensacyjne 5 goli przeciwko Fortunie Düsseldorf.
Żeby za bardzo nie przynudzać, przenieśmy się w okolice 17. minuty, gdzie ofensywną akcję zaczął Jetro Willems i dostrzegł fantastycznie ustawionego Jovicia, który silnym płaskim strzałem nie dał szans bramkarzowi Limassol. Oprócz ładnej bramki wspomnianego wyżej Jovicia nie brakło też starć, np. takich jak to między Markiem Stenderą a... trenerem Apollonu. Obaj panowie starli się, gdy piłka opuściła boisko, a szkoleniowiec nie kwapił się do oddania futbolówki zawodnikowi Eintrachtu. Po drobnej przepychance sędzia ukarał Stenderę żółtym kartonikiem, a trenera zostawił z ostrzeżeniem. Ciekawie się zakończyła ta pierwsza połowa.
Jednak drugie 45 minut było zdecydowanie bardziej porywająca. Zawodnicy Apollonu wiedzieli, że muszą zacząć grać i otwierać się na rywali... co ich jednak zgubiło, gdyż w przeciągu zaledwie trzech minut stracili dwie bramki, przez co wynik meczu zmienił się już na 3:0. Pierwszą, a raczej drugą, bramkę wpakował Jetro Willems po asyście Gacinovicia, który ledwie 180 sekund później sam pokonał bramkarza. W tym momencie Eintracht zaczął się coraz bardziej rozluźniać, grać powoli, bez pośpiechu. Prędzej czy później, znając Eintracht, musiało się to na nich zemścić. W międzyczasie na boisko wszedł bohater Frankfurtu, nie kto inny jak Ante Rebić, który już jednak niewiele mógł pomóc swoim kolegom.
Ostatni kwadrans jednak wyjątkowo nie podszedł gościom, którzy całkowicie zlekceważyli rywala, pozwalając im strzelić gola kontaktowego, którego autorem był Emilio Zelaya. Nie powiem, że ta bramka jakoś specjalnie wstrząsnęła Eintrachtem, jednak coś się zaczęło psuć. Po ostrym faulu boisko musiał opuścić Stendera, zbierając czerwo po dwóch żółtych kartkach. Na domiar złego w samej końcówce spotkania wielokrotnie tyłek Frankfurtu musiał ratować, czasem też na wyczucie, Kevin Trapp. Wisienką na torcie niech zostanie jeszcze rzut karny wywalczony przez gospodarzy, który pewnie na bramkę zamienił autor pierwszego gola, Zelaya. Apollon nie miał już jednak większych szans na odrobienie strat, albowiem sędzia bezpośrednio po tym, zakończył spotkanie. Eintracht Frankfurt może zacząć świętować wyjście z i tak trudnej grupy, a ja się z Wami żegnam i do następnego!