Barbórkowy mecz dla Jagi
Grudzień, środek tygodnia, trzy tygodnie do Wigilii Bożego Narodzenia, a my na etapie 1/8 finału Pucharu Polski musieliśmy pożegnać się z jednym z głównych kandydatów do zdobycia trofeum. Nie ma co się oszukiwać - wicemistrz Polski i finalista ostatniej edycji turnieju zasługują na zaliczanie się do grona faworytów. Kolejny krok w kierunku Stadionu Narodowego wykonali zawodnicy Jagiellonii Białystok po zwycięstwie nad Arką Gdynia 2:0.
Arka Gdynia: Kacper Krzepisz - Tadeusz Socha, Luka Marić (87' Luka Marić), Christian Maghoma, Adam Marciniak - Michał Nalepa, Luka Zarandia (79' Marcus da Silva), Michał Janota, Nabil Aankour (79' Rafał Siemaszko) - Maciej Jankowski
Jagiellonia: Grzegorz Sandomierski - Guilherme, Nemanja Mitrović, Ivan Runje (46' Klemenz), Bodvar Bodvarsson - Taras Romanczuk, Marko Poletanović, Mateusz Machaj (67' Pospisil), Przemysław Frankowski - Patryk Klimala, Karol Świderski (62' Sheridan)
Oba zespoły mierzyły się ze sobą w ostatni piątek. W tamtym meczu, Jagiellonia nie pozostawiła jakichkolwiek złudzeń ekipie z Gdyni i wygrali tamto spotkanie 3:1. Na głównego kata Arki wyrasta Karol Świderski, który w dwóch ligowych meczach przeciwko Arce strzelił aż 4 gole! Jak widzicie wyżej, reprezentant młodzieżówki pojawił się w pierwszym składzie desygnowanym przez Ireneusza Mamrota. Zbigniew Smółka stwierdził, że Świderski śnił mu się po nocach. Trener białostoczan zrobił drobne korekty, wprowadzając do pierwszego składu... dwóch lewych obrońców. Obecność Guilherme na prawej stronie defensywy wynikała z absencji obu prawych defensorów - Łukasza Burligi i Jakuba Wójcickiego.
Gospodarze zaczęli to spotkanie bardzo odważnie. Celnym uderzeniem z rzutu wolnego już w czwartej minucie spotkania popisał się Adam Deja, ale nie sprawił żadnych problemów bramkarzowi gości. W dalszej części pierwszej połowy gra toczyła się głównie w środkowej strefie boiska, ewentualnie na dwudziestym metrze od bramki Krzepisza, a jeszcze częściej od bramki Sandomierskiego. Lepiej odnotować sytuację na trybunach, która mówiąc delikatnie była mizerna. Odnosiło się wrażenie, jakby wszyscy mieszkańcy Gdyni byli zajęci świętowaniem Barbórki.
To transmisja z zamkniętego treningu czy Puchar Polski? 😳 #ARKJAG
— Monika Płaczkowska (@m_placzkowska) 4 grudnia 2018
Jedynym pozytywem był Taras Romanczuk, który był generałem środka pola i zapobiegał ofensywnym zapędom Arki Gdynia. Cała reszta sprawiała wrażenie, jakby remis był dobrym wynikiem. Ktoś chyba zapomniał im wspomnieć, że ten mecz musi zakończyć się zwycięstwem którejkolwiek drużyny. Tempo było absolutnie sparingowe, ale drobnym usprawiedliwieniem może być rzęsisty deszcz. Warunki atmosferyczne, jakie panowały nad Gdynią próbował wykorzystać Mateusz Machaj. Jedynym zadaniem pomocnika Jagi były uderzenia zza pola karnego. Żaden strzał nie dotarł nawet w okolice bramki. Fragmentami mecz przypominał siatkówkę. Nie, nie mam na myśli zagrań piłki ręką, a o ilość bloków i wybloków.
Najlepsza akcja pierwszej połowy miała miejsce niespełna dziesięć minut przed końcowym gwizdkiem. Dośrodkowanie w pole karne po rzucie rożnym, Adam Marciniak będący przy bliższym słupku zgrał piłkę wzdłuż bramki, ale Tadeusz Socha nie zdążył dopaść do futbolówki. To mogła być akcja bramkowa. Za to przełomowym momentem był uraz Ivana Runje. Chorwat nie był w stanie kontynuować gry i w przerwie zastąpił go Lukas Klemenz. Kontuzja lidera obrony nigdy nie jest łatwą sytuacją, ale trochę uprzedzając fakty - Jagiellonia poradziła sobie z tym.
#ARKJAG
— Tomasz Górski (@TomaszGorsk1) 4 grudnia 2018
Ciekawe, czy Runje obrona Jagiellonii pod naporem Arki
Drugą połowę z większym animuszem zaczął zespół obecnie zajmujący trzecią pozycję w LOTTO Ekstraklasie. Efektem tej gry był pierwszy celny strzał w wykonaniu Jagiellonii! Niesamowity wyczyn "Dumy Podlasia". Największym rozczarowaniem był występ Przemka Frankowskiego. Po takim meczu skrzydłowy Jagiellonii nie miałby prawa marzyć nawet o powołaniu do reprezentacji województwa podlaskiego, a co dopiero do dorosłej reprezentacji Polski.
Lekkie przebudzenie nastąpiło po kwadransie gry w drugiej połowy. Zawdzięczamy to postępkowi Patryka Klimali, który postanowił położyć się w polu karnym, ale musiało to być spowodowane głodem.
Gdy wszyscy myślami byli już przy ewentualnej dogrywce, Adam Deja najwyraźniej przypomniał sobie o jakiś prywatnych planach na dzisiejszy wieczór i postanowił ewakuować się z tego spotkania jak najszybciej. Dwadzieścia minut przed zakończeniem spotkania, Deja ujrzał czerwoną kartkę za bezmyślną sprzeczkę z islandzkim Jagiellończykiem, Bodvarem Bodvarssonem i Arka była zmuszona kończyć ten mecz w osłabieniu. Gospodarze czekali już na wykonanie wyroku.
Oczekiwanie nie trwało zbyt długo. Zaledwie cztery minuty po całym zajściu padł pierwszy gol dla Jagiellonii Białystok. Wprowadzony na boisko Cillian Sheridan był autorem pierwszego gola, ale słowa uznania trzeba skierować do Romanczuka za bardzo dobry przegląd pola i obsłużenie Irlandczyka świetnym podaniem.
Mecz został rozstrzygnięty na cztery minuty przed końcowym gwizdkiem sędziego Jakubika. Nóż w plecy rywali wbił mocno niewidoczny Patryk Klimala, któremu nie pozostało nic innego jak dobić piłkę do siatki po biernej interwencji bramkarza Arki i zamknąć to spotkanie. O postawie defensywy nie będę się wypowiadał, bo ta formacja przestała istnieć przy tej akcji.
W ćwierćfinale zameldowała się Jagiellonia Białystok, ale duch poniedziałkowych meczów Ekstraklasy wisiał w powietrzu przez cały wieczór przy ul. Olimpijskiej w Gdyni. A Arka? Gdynianie nie zdołają powtórzyć przygody z ostatnich lat w Pucharze Polski.
[ZOBACZ TEŻ: Eliminacje #EURO2020 - MAMY AWANS! xD]