Toure jest uparty jak osioł, choć mobilny jak wóż
Beka z tego, że Yaya Toure okazał się wozem z węglem zaczęła się od pamiętnego półfinału Ligi Mistrzów rozgrywanego pomiędzy Manchesterem City a Realem Madryt. Obywatele mogli wtedy zawitać w finale, ale niestety jedno spotkanie rozgrywali w osłabieniu, choć na boisku było ich 11. Problem jednak w tym, że Toure wcale nie zamierzał biegać, a w większości sytuacji ledwie truchtał. Jego problemy z kondycją pogłębiały się aż w końcu wyproszono go z Manchesteru, bo nawet po ręczniki miał problem iść, a jak już poszedł, to i tak na marne, bo w tym czasie zawodnicy zdążyli dawno wyschnąć.
Toure znalazł ostatecznie nowego pracodawcę, którym został jego były klub, Olympiakos Pireus. Nie można było się dziwić. Iworyjczyk był w takiej kondycji, że ktokolwiek miałby go przyjąć w swe szeregi, musiałby to zrobić po znajomości. Toure zarzekał się jednak, że kiedyś wróci do Premier League i pokaże Guardioli, że jest w dobrej formie, choć już teraz śmiało mógłby to zrobić. Wiedzieliśmy, że Toure gada głupoty, a jego szare komórki pracują jeszcze wolniej, niż on sam na boisku. Nie spodziewaliśmy jednak, że ośmieszy się tak bardzo.
Kilka dni temu Iworyjczyk rozwiązał swój kontrakt z Olympiakosem po zaledwie trzech miesiącach gry i pięciu spotkaniach w trykocie zespołu z Pireusu. Powód był jeden. Kompletny brak kondycji fizycznej. Pomocnik miał znacząco odstawać na treningach od wszystkich, włączywszy w to chorągiewki w narożnikach boiska. Nie był więc w stanie rozegrać spotkania, dlatego mu podziękowano. Większość piłkarzy schowałaby w takim przypadku głowę w piasek i pokornie zeszła jeszcze o jeden poziom piłkarski lub indywidualnie zaczęła nad sobą pracować. Nie Yaya Toure.
"Sky Sports" podaje bowiem, że Iworyjczyk stwierdził, że chce zagrać w Premier League i jak najbardziej podoła tamtejszym wymaganiom kondycyjnym. Podobno miał już odrzucić wstępne oferty z Chin i Stanów Zjednoczonych, ponieważ czeka, aż jego agent ugada mu coś w angielskiej ekstraklasie. Na to bym jednak nie liczył, bo nawet te zdesperowane, broniące się przed spadkiem zespoły nie chcą wdepnąć w takiego Toure, który narobiłby tylko problemów, a absolutnie w niczym nie pomógł. Prędzej wszystkie chętnie złożą się na jego bilet do Azji, niż którakolwiek z tych ekip go zakontraktuje.