Fabregas bliski współpracy z byłym kolegą z boiska
Jeśli kiedykolwiek czuliście się niepotrzebni, pomyślcie sobie o Cescu Fabregasie w Chelsea. Hiszpan "awansował" z pozycji pierwszego pomocnika zespołu na gościa, który murawę wącha tylko na treningach. Maurizio Sarri jasno dał mu do zrozumienia, że kompletnie do niczego nie potrzebuje go w zespole i jeśli Fabregas ma ambicje na granie, musi szukać boiskowych minut w innym klubie. Fabregas może nieco zastał się przez te kilka tygodni, podczas których wcale nie był eksploatowany, ale wciąż jest dobrym piłkarzem, dlatego chętnych nie brakowało.
Najbardziej zainteresowany nim miał być AC Milan. Wiele źródeł podawało informacje o domniemanych zakusach "Rossonerich" w kierunku Hiszpana. Prawdopodobnie coś faktycznie było na rzeczy, ale ostatnimi czasy temat ucichł. Przez pewien moment pojawiali się też chętni z Chin, ale co do nich brakowało jakichkolwiek sensownych informacji. Potem wypłynęła wieść, według której Fabregas miał podjąć decyzję, że nigdzie nie rusza się zimą, a odejdzie dopiero latem, gdy skończy mu się kontrakt. Chętni trochę więc się uspokoili, ale do czasu, bo właśnie pojawił się kolejny.
Tak przynajmniej twierdzi L'Equipe. Francuscy dziennikarze mieli dojść do informacji, według których zainteresowany Fabregasem jest Thierry Henry. Były napastnik Arsenalu prowadzi obecnie Monaco z bardzo marnym skutkiem. Monakijczycy wciąż znajdują się w strefie spadkowej i nie pomogła im nawet zmiana menedżera. Henry musi więc dążyć do lepszych rezultatów i myśli, że osiągnie je, jeśli wzmocni środek pola. Fabregas wydaje się dla niego być idealnym kandydatem.
Faktycznie może to zadziałać. Hiszpan jest głodny gry i potrzebuje pokazać, że został niesłusznie zdeprecjonowany przez Sarriego. Poza tym, obaj panowie się znają i cenią. Henry na pewno dobrze wie, jak wykorzystać Fabregasa, bo zna go od lat. Taka relacja pomoże też Hiszpanowi w aklimatyzacji, która w przeciwnym razie mogłaby iść topornie. Czy Cesc jest dobrą opcją na wzmocnienie Monaco? Oczywiście, że tak. Czy będzie w stanie w pojedynkę wyprowadzić klub ze strefy spadkowej? Jasne, że nie. Zespół jest obecnie w takim dołku, że potrzebowaliby pożyczyć szyb z jakiejś bytomskiej kopalni, żeby wyjść na powierzchnie, więc jeden transfer na pewno nie załatwi sprawy.