Liverpool nie oddaje lidera na gwiazdkę!
Pisałem ostatnio, że piłka angielska jest piękna i to w odniesieniu do "Carabao Cup". Zatem, kiedy w piątkowy wieczór mamy starcie typowanego na "czarnego konia" rozgrywek Wolverhampton z liderującym Liverpoolem, to chyba nie muszę już dodawać, że zapowiada się to ekscytująco... Ale jakby coś, to przypominam, że na stadionie "Wilków" nie wygrał ani Manchester City (remis 1:1, choć po bardzo kontrowersyjnym golu dla gospodarzy), ani Chelsea (porażka 1:2)! No to co? Chyba jest co oglądać!
Składy:
- Wolverhampton: Rui Patricio - Bennett, Coady, Boly - Doherty, Saiss, Ruben Neves, Jonny Castro (81. Vinagre) - Joao Moutinho (63. Gibbs-White) - Adama Traore (63. Cavaleiro), Raul Jimenez
- Liverpool: Alisson - Milner, Lovren, Van Dijk, Robertson - Mane (87. Clyne), Henderson, Fabinho, Naby Keita (58. Lallana) - Firmino (76. Wijnaldum) - Salah
W składzie Liverpoolu można zauważyć dwie rzeczy, które nie są normą. James Milner na prawej obronie oraz Naby Keita na lewym skrzydle. Zagrali oni na tych pozycjach odpowiednio drugi i trzeci raz w sezonie. Przechodząc już do meczu zaczęło się dość ostro. To, że Liverpool był faworytem jest raczej oczywiste, ale Wolverhampton nie zamierzało odpuszczać zespołowi Jurgena Kloppa. A z ich składem, można było myśleć o postawieniu się "The Reds" Na początku dobrą sytuację miał Adama Traore, ale strzelił obok słupka. Bardzo dobrze wyglądała jego współpraca z Raulem Jimenezem, który zgrywał do niego długie piłki.
"Wolves" grali szybko i z pomysłem. W efekcie chwilę później Romain Saiss dał popalić Alissonowi, który z trudem wybił piłkę przed siebie, po jego strzale. Liverpool dłużej utrzymywał się przy piłce ale z początku niewiele z tego wychodziło... Aż do 18. minuty - rzut wolny co prawda, nie wyszedł najlepiej podopiecznym Kloppa, ale zebrali natychmiast piłkę i zaatakowali kolejny raz. Fabinho dograł mocno w pole karne, a Mohamed Salah wpakował ją prawą nogą do siatki. Mimo starań "Wilków" to Liverpool okazał się konkretniejszy i dość szybko wyszedł na prowadzenie w tym trudnym meczu.
W 34. minucie Connor Coady popełnił katastrofalny błąd. 25-letniemu obrońcy, który jest wychowankiem Liverpoolu najwyraźniej obudziły się sentymenty. W prosty sposób dał sobie odebrać piłkę na własnej połowie i Mohamed Salah juz rozpędzał się z piłką mając obok siebie tylko Sadio Mane. Sytuację uratował jednak Rui Patricio odważnie wychodząc poza pole karne. 6 minut później Egipcjanin miał szansę zdobyć gola głową, po dośrodkowaniu Keity.
Z kolei w 44. minucie to piłkarze Kloppa stracili piłkę na własnej połowie i przed szansą stanął Matt Doherty. Irlandczyk jednak nie uderzył na tyle dobrze, żeby sprawić kłopot Alissonowi. W doliczonym czasie "The Reds" zmarnowali piękną, kombinacyjną akcję Salaha i Mane po przechwycie Jordana Hendersona. Mieli dużo miejsca, ale Keita dał się wygonić do linii bocznej. W ten sposób do przerwy utrzymało się jednobramkowe prowadzenie gości. Mimo dobrego początku "Wilków", było ono jak najbardziej zasłużone.
Błędów w tym meczu zaczynało robić się coraz więcej. Piłkarze Wolverhampton drugą połowę zaczęli od kolejnej straty na własnej połowie, ale tym razem szybko się zrehabilitowali. Chwilę później Liverpool rozegrał rzut rożny w zaskakujacy sposób - Milner zagrał w okolice 16. metra do Salaha, a ten przyjął i uderzył z powietrza, ale niecelnie. W 52. minucie miała miejsce dość kuriozalna sytuacja. Po strzale Keity, piłka odbiła się od jednego z obrońców i zmierzała do bramki, ale dość wolno, więc gospodarze zdążyli się uratować. Ich ataki nie były już tak imponujące. Widać było po nich determinację, ale także zdenerwowanie. Nie przemieszczali się już tak szybko z akcjami i łatwo tracili piłkę.
Z biegiem czasu coraz bardziej uwidaczniało się wyrachowanie Liverpoolu. "The Reds" powoli wymieniali piłkę, starali się przede wszystkim zachować kontrolę nad spotkaniem. Sytuacja z 68. minuty pokazała, że i z tego można powiększyć prowadzenie - po kolejnej kombinacji z udziałem Salaha przed szansą stanął wprowadzony z ławki Adam Lallana. Nie udało mu się jednak odzyskać nieco miłości swoich kibiców, bo strzelił prosto w bramkarza. Ale jak mówi stare powiedzenie "co się odwlecze, to nie uciecze"...
Liverpool odbił sobie tą sytuację natychmiast! Salah zebrał piłkę wybitą po rzucie rożnym i dograł ją w pole karne, a tam był Virgil Van Dijk, który tylko lekko trącił ją nogą i to wystarczyło, żeby Rui Patricio był bezradny. "The Reds" prowadzili już 2:0, a brak formy Salaha coraz bardziej stawał się mitem. Prawdę mówiąc, patrząc na dzisiejsze wyczyny Egipcjanina zaleciłbym jego krytykom... zaprzestanie oglądania północnokoreańskiej telewizji? No może po prostu wizytę u okulisty... W każdym razie, jego dzisiejszy występ był właściwie wybitny. W dodatku miał świetnego giermka w postaci Sadio Mane.
Gospodarzom brakowało przede wszystkim pewności siebie. Raul Jimenez nie imponował już tak, jak w początkowych minutach meczu, a w dodatku zmieniony został Adama Traore, który był jeszcze lepszy z tego duetu. A Salah szalał dalej... W 84. minucie po imponującym rajdzie mógł zdobyć swojego drugiego gola, ale został zatrzymany przez Ruiego Patricio. Warto wspomnieć, że w 87. minucie na boisku pojawił się Nathaniel Clyne, dla którego był to dopiero drugi występ w sezonie. 27-letni obrońca zmienił bardzo solidnego dzisiaj Mane.
Gospodarze tracili już nadzieję, a nie dodała im jej na pewno sytuacja z 89. minuty. Po kiksie Lallany, przed szansą stanął wprowadzony z ławki Morgan Gibbs-White, ale jego pudła nie powstydziłby się Nikola Kalinić... Doliczony czas należał głównie do Salaha i jego kolejnych popisów. Raz jeszcze pozwolę sobie go pochwalić, bo 1 gol i 1 asysta to po prostu minimalne wynagrodzenie za jego dzisiejszy występ! Liverpool utrzymał prowadzenie 2:o i tym samym zachowuje pozycję lidera. Szkoda nieco gospodarzy, bo z początku imponowali, jednak szybko się poddali, gdy Liverpool dopiął swego.
Jest to bardzo cenne zwycięstwo "The Reds" - raz jeszcze przypomnę, że jako jedyni z TOP 3 ligi wygrali na wyjeździe z Wolverhampton. Patrząc na to, co do tej pory działo się na stadionie "Wilków", piłkarze Manchesteru City mogli liczyć na prezent gwiazdkowy w postaci straty punktów przez swoich największych rywali... Jednak nic z tego! Mikołaj okazał się łaskawszy dla tych, którzy noszą strój w jego kolorze i to Liverpool spędzi święta jako lider Premier League. "To ten sezon?" Niektórzy będą śmiać się dalej, ale ja naprawdę coraz bardziej w to wierzę.
Wolverhampton - Liverpool 0:2 (0:1)
Salah 18', Van Dijk 68'