Podsumowanie osiemnastej kolejki Premier League
Świąteczny duch powinien nieść atmosferę spokoju i wszechobecnej przyjaźni, ale tuż przed tym wspaniałym okresem próżno było go szukać na brytyjskich boiskach. Premier League nieuchronnie zbliża się do półmetka i odczuwają to wszystkie zespoły. Czasu na zawalczenie o swoje cele jest coraz mniej, więc należałoby się sprężyć. Co ciekawe, ta kolejka wyjątkowo nie miała dla nas przygotowanego żadnego szlagieru. Nie oznacza to jednak, że nic się nie działo, bo emocji było od groma. Jak poradził sobie Ole Gunnar Solksjear? Jak Liverpool zdołał uciec Manchesterowi City? Jakim cudem Bednarek nagle może regularnie występować w podstawowym składzie Southampton? Nie wiem czy odpowiem na te i inne pytania, ale i tak zapraszam.
Granie wyjątkowo rozpoczęło się już w piątek. Liverpool przyjeżdżał na Molineux, gdzie podejmować go miał Wolverhampton. Beniminek Premier League był ostatnio na fali wznoszącej, gdyż wygrał trzy spotkania z rzędu. Skoro jednak oni tak sobie surfowali, to jak należało określić formę The Reds? Podopieczni Jurgena Kloppa w takim razie ujarzmili Tsunami i wchłaniali w nie każdego rywala, którego spotkali na drodze. Choć Wilki broniły się bardzo dzielnie, z nimi stało się podobnie. Strzelanie rozpoczął Mohammed Salah. Egipcjanin tylko delikatnie dotknął piłkę, którą w pole karne mocno wstrzelił Fabinho. Później Salah dośrodkował futbolówkę w pole karne, gdzie czubkiem buta smyrnął ją Virgil Van Dijk. Holender strzelił gola, ustalił wynik spotkania i przy okazji znów stał się obiektem westchnień wszystkich dookoła. Tych, którzy uważają, że jest najlepszym stoperem w historii Premier League uspakajam. W sekundę wymyślę pięciu lepszych, więc jeszcze dajmy mu czas.
W sobotę granie rozpoczęło się za to od Arsenalu. Na The Emirates przyjechało Burnley, które jest zaledwie cieniem samego siebie sprzed roku. Wydawało się więc, że wciąż dobrze dysponowani gospodarze z łatwością się po nich przejadą. Najpierw jedyneczkę wrzucił więc Aubameyang tylko po to, by później przerzucić ją na dwójeczkę. Tym samym Gabończyk znów wyszedł na prowadzenie w tabeli strzelców Premier League. The Clarest postanowili jednak nieco utrudnić tę przejażdżkę Arsenalowi i wystrzelili z jednym małym wybojem. Ashley Barnes strzelił bramkę kontaktową, ale tak naprawdę o żadnym kontakcie mowy być nie mogło. The Gunners przyklepali wynik spotkania za pomocą gola Alexa Iwobiego i mieliśmy po meczu.
Dopiero potem zaczęły się niezłe jajca, ale rozpocznę od tych, które miały miejsce na Stamford Bridge. Chelsea podejmowała Leicester City i biorąc pod uwagę ich niedawne zwycięstwo z The Citizens, była zdecydowanym faworytem. Tego dnia grała jednak jakoś niemrawo. Wyjątkowo skupione były za to Lisy, które nie dawały gospodarzom zbyt wielu szans, choć ci znacznie dłużej utrzymywali się przy piłce. The Blues mogli pozazdrościć gościom koncentracji w defensywie, bo raz dali się ukłuć Jamiemu Vardy’emu, który wyprowadził swój zespół na prowadzenie. Podopieczni Maurizo Sarriego już wtedy kompletnie zgłupieli i do końca nie byli w stanie nic z tym zrobić. W efekcie spotkanie zakończyło się zwycięstwem Lisów. Po meczu włoski szkoleniowiec gospodarzy przyznał, że jego zespół właśnie przestał liczyć się w walce o Mistrzostwo Anglii.
Większe cuda działy się w tym samym czasie, ale w Manchesterze. Podopieczni Pepa Guardioli podejmowali Crystal Palace w spotkaniu, które wręcz powinni wygrać. Orły grają średnio, a The Citizens wyśmienicie. Poza tym, trzeba było gonić Liverpool, który odjeżdżał im na coraz więcej punktów. Zaczęło się dobrze, bo gola zdobył Ilkay Gundogan. Niemiec strzelił typową dla siebie bramkę. Niby go nie ma w pobliżu szesnastki, ostatni raz żywy był widziany gdzieś w okolicach koła środkowego, aż ty nagle pojawia się przed golkiperem i strzela gola. Potem nieoczekiwanie wyrównał Jeff Schlupp wykorzystując ospałą atmosferę w defensywie rywali. W 35 minucie spotkania wszystkich przyćmił jednak Andros Townsend. Anglik zapakował z niemalże 30 metrów woleja w samo okienko. Piłka była tak czysto uderzona, że przeszłaby test białej rękawiczki. Cudo i prawdopodobnie bramka sezonu. Na 3-1 podwyższył Luka Milivojević. Serb po prostu nie myli się przy strzelaniu karnych, więc jeśli Crystal Palace dostaje jedenastkę, to bramkarz nawet nie ma co wchodzić między słupki. Ederson w tym przypadku rzucił się tylko dla sportu. Na koniec kontakt z Orłami złapał jeszcze De Bruyne, ale ostatecznie Obywatelom nie udało się zdobyć nawet marnego punktu. Tym samym Liverpool odjechał im już na 4 punkty.
Sobotnie granie kończył Manchester United, który brał udział w nie mniej absurdalnym meczu. Ole Gunnar Solksjear debiutował w roli menedżera Czerwonych Diabłów przeciwko Cardiff, ale chyba sam nie spodziewał się, że spotkanie tak się zakończy. Manchester wygrał bowiem aż 5-1, a piłkarze Norwega biegali po boisku jak natchnieni. Nagle obudził się Pogba, który zaliczył trzy asysty. Czerwone Diabły wielokrotnie pokusiły się też o piękną klepkę, która raz nawet zakończyła się gole w wykonaniu Martiala. Niesłychane, jak wiele może zmienić fakt, że lubisz gościa, dla którego rasz, a przynajmniej go nie nienawidzisz.
Jeśli wydawało wam się, ze mecz kolejki był na Etihad Stadium to się myliliście. Został on bowiem rozegrany na Goodisnon Park. Nic nie wskazywało na to, by w ten niedzielny wieczór działo się coś niezwykłego, ale to co się stało, przeszło nasze najśmielsze wyobrażenia. Tottenham wygrał to spotkanie 6-2. To było niesłychanie ciekawe widowisko pełne ofensywnego futbolu. Żadna z drużyn nie przejmowała się defensywą, jakby chciała zrobić kibicom prezent pod choinkę w postaci widowiska życia. Oczywiście mniej zadowoleni mają prawo być fani The Toffees, ale ja na ich miejscu po prostu machnąłbym ręką, ale szybko, bo wciąż jest ona potrzebna do tego, by trzymać się za głowę ze zdziwienia.
Co działo się na innych stadionach? Southampton z Janem Bednarkiem w składzie wygrał z Huddersfield. Święci zostali odmienieni przez Hassenhuttla, niczym za dotknięciem magicznej różdżki. Przegrał niestety Łukasz Fabiański, którego West Ham okazał się być gorszy od Watfordu. Ciekaw jestem czy koledzy pozwolą jeszcze Polakowi zachować w tym sezonie czyste konto.