"Obywatele" wracają na zwycięską ścieżkę. Po meczu Southampton - Manchester City
W ostatnim czasie niebieska maszyna Pepa Guardioli nieco wyhamowała, a po udanym początku sezonu nastąpił czas kryzysu. Porażki z Crystal Palace i Leicester sprawiły, że Manchester City nie ma właściwie żadnego marginesu błędu, jeśli wciąż chce uczestniczyć w walce o mistrzostwo Anglii. Dzisiaj "Obywatele" wykonali swoje zadanie, właściwie bez problemów pokonując na wyjeździe Southampton 3:1.
Składy:
Southampton: McCarthy - Ramsay, Stephens, Bednarek, Targett - Romeu (59' Valery) - Hojbjerg ,Lemina (46' Redmond), Ward-Prowse, Elyounoussi - Austin ( 68' Long)
Manchester City: Ederson - Danilo, Kompany, Laporte, Zinchenko - Fernandinho (86' Walker), B Silva, D Silva - Sterling, Aguero ( 73' Jesus), Mahrez (84' Sane)
Jak można się było spodziewać, od początku spotkania tempo gry narzucali goście. Już w 5. minucie powinni prowadzić, ponieważ Jack Stephens stwierdził, że niezłym pomysłem jest kiwanie się z Raheemem Sterlingiem we własnym polu karnym. Reprezentant Anglii z łatwością odebrał piłkę obrońcy "Świętych" i wystawił patelnię Davidowi Silvie, jednak kapitalnie interweniował Alex McCarthy. Cztery minuty później świetną piłkę od Mohameda Elyounoussiego otrzymał Charlie Austin, jednak przyjął ją sobie jak typowy Charlie Austin, czyli na pięć metrów, w związku z czym futbolówka padła łupem Edersona.
Na otwarcie wyniku meczu musieliśmy czekać do 10. minuty, kiedy po świetnej wymianie podań pomiędzy Riyadem Mahrezem i Bernardo Silvą ten drugi wystawił piłkę Hiszpanowi o tym samym nazwisku, zaś wychowanek Valencii tym razem się nie pomylił. Całość wyglądała, jakby była rozgrywana w Fifie na amatorze - główna w tym zasługa obrony Southampton. Po szybko strzelonej bramce obraz nie uległ zmianie - to wciąż "Obywatele" atakowali, a ekipa "Saints" głównie się broniła, często w sposób rozpaczliwy.
Jednak po 10 minutach od bramki dla Manchesteru City do głosu doszli gospodarze i doprowadzili do wyrównania: Fatalny błąd w obronie popełnił Oleksandr Zinchenko, który w juniorski sposób stracił piłkę 30 metrów przed własną bramką na rzecz Pierre'a Hojbjerga, który pognał na bramkę i huknął pod poprzeczkę nie do obrony. Warto zaznaczyć, że nie była to pierwsza świetna okazja dla "Świętych", bo chwilę wcześniej kapitalnym refleksem musiał popisać się Ederson, broniąc uderzenie głową Austina.
Kiedy wydawało się, że pierwsza połowa zakończy się remisem, "The Citizens" wyprowadzili dwa błyskawiczne ciosy, które właściwie zabiły emocje w tym meczu. W 45. minucie skrzydłem urwał się Sterling, zagrał wzdłuż bramki nastrzeliwując Jamesa Warda-Prowse'a, który wpakował piłkę do własnej bramki. Natomiast w trzeciej minucie doliczonego czasu, po świetnym dośrodkowaniu Zinchenki, bramkę głową zdobył Aguero. Warto zaznaczyć, że spory błąd przy tym golu popełnił Jan Bednarek, któremu Argentyńczyk za łatwo zniknął z radaru.
Właściwie cała druga połowa była rozgrywana pod dyktando przyjezdnych. "Obywatele" momentami mieli posiadanie piłki na poziomie 80% - po prostu pełna kontrola boiskowych wydarzeń. Nie garnęli się specjalnie do huraganowych ataków, jednak co jakiś czas niepokoili McCarthy'ego - przykładowo w 53. minucie oko w oko z golkiperem Southampton stanął Sterling, jednak trafił prosto w bramkarza. Chwilę później po sprytnie rozegranym rzucie wolnym Aguero trafił w poprzeczkę. Pod koniec meczu dobrą okazję miał Mahrez, jednak ponownie świetnie interweniował McCarthy. Warto jeszcze odnotować debilny wślizg Hojbjerga w doliczonym czasie, który skutkował zasłużoną czerwoną kartką dla Duńczyka. Facetowi ewidentnie odcięło prąd, bo gdyby trochę celniej trafił w nogi Fernandinho, spokojnie mógł skończyć Brazylijczykowi sezon.
Manchester City przed piekielnie ważnym spotkaniem z Liverpoolem złapał oddech, właściwie bezstresowo rozprawiając się z bardzo słabym Southampton. Jednak nie ma co do tego wątpliwości - 3 stycznia "The Citizens" czeka o wiele trudniejsze zadanie, bo dzisiaj poprzeczka była zawieszona na poziomie kostek. A co się tyczy "Świętych" - przed Ralphem Hassenhuttlem jeszcze bardzo dużo pracy, jeśli chce utrzymać swoją drużynę w elicie. Ta drużyna ma braki właściwie na każdej pozycji, a jeśli najlepszym jej piłkarzem w przegranym meczu 1:3 jest bramkarz, to chyba jasny sygnał, że coś tu nie gra.
Jeszcze dwa słowa o Janku Bednarku: nasz reprezentant zagrał dość przeciętne zawody. Mogło się podobać jego parę spektakularnych interwencji z pierwszej połowy, jednak przy bramce Aguero po prostu zawalił. Poza tym złapał głupią żółtą kartkę w drugiej części meczu. Mimo wszystko prezentował się naprawdę nie najgorzej, zwłaszcza na tle kolegów z defensywy. No i warto pamiętać, że nie grał przeciwko bezzębnej ofensywie Huddersfield, tylko mierzył się z najlepszym atakiem w lidze. Reasumując - nie było tragedii, ale pomniku za ten mecz pod stadionem Southampton raczej nie dostanie.