Arsenal już planuje letnie wzmocnienia
Podczas swojego pobytu w Paris Saint - Germain Unai Emery nie był znany z tego, że potrafi postawić sprawę jasno. Raczej robił to za niego Neymar, ale, że Brazylijczyka próżno szukać w Londynie, to teraz Hiszpan może już to robić. I tak nie są to jakieś mocne stwierdzenia i postanowienia, bo nie ma potrzeby, by takowe rzucać, ale wczoraj menedżer Arsenalu powiedział coś, co jednak jakichkolwiek jaj wymagało. Chodzi oczywiście o jawne przyznanie się przed fanami, że Kanonierzy nie dysponują funduszami na wzmocnienia i jeśli ktoś ma dołączyć zimą do ich zespołu, zrobi to tylko i wyłącznie na zasadzie wypożyczenia.
Takie transakcje nie są jednak jedynymi, które można dokonywać bezgotówkowo. Zdarzają się bowiem przypadki, że kontrakty niektórych piłkarzy, głównie grających w tych egzotycznych ligach, kończą się wraz z grudniem. Akurat nikim takim nie interesuje się Arsenal, ale jest to dobry trop, bo przecież dobrze jest pozyskać kogoś za darmo nie tylko wtedy, kiedy nie ma się pieniążków, a zawsze. Właśnie dlatego Kanonierzy mają już teraz starać się o pozyskanie pewnego skrzydłowego, który latem będzie do odebrania za friko.
Mowa tu konkretnie o Yacinie Brahimim. Algierczyk reprezentuje barwy FC Porto, ale może to nie potrwać już zbyt długo. Jego kontrakt kończy się bowiem w czerwcu, a Smoki na razie nie kwapią się, by go przedłużyć. Jeśli więc Arsenal wejdzie do negocjacji w odpowiednim momencie, na pewno przekona Brahimiego. Algierczyk liczy się z tym, że kiedy będzie darmowy, o wiele więcej klubów będzie chciało go pozyskać, dlatego widząc zainteresowanie swoją osobą, prawdopodobnie nie będzie nalegał na prolongatę obecnej umowy.
Brahimi byłby oczywiście sprowadzony jako uzupełnienie składu, ale byłby to świetny biznes. Może nie jest na tyle dobry, by decydować w pojedynkę o losach Arsenalu, ale by odciążać jego największe gwiazdy już jak najbardziej. Dodatkowo zwiększy konkurencję na skrzydłach i jeszcze będzie darmowy, a to w obecnej sytuacji Arsenalu jest przecież argumentem numer jeden. Będzie nim tym bardziej, jeśli nie zakwalifikują się do Ligi Mistrzów po raz kolejny.