Premier League jest najpiękniejsza - po meczu Liverpool - Crystal Palace
To, co się wyprawia w trwającej 23. kolejce Premier League, jest trudne do opisania. Najpierw w meczu pomiędzy Wolverhampton a Leicester pada 7 bramek, a zwrotami akcji w tym meczu nie pogardziły sam Alfred Hitchcock. Zawodnicy Liverpoolu i Crystal Palace chyba oglądali ten mecz i postanowili, że nie zamierzają być gorsi i zgotowali swoim kibicom równie pasjonujące widowisko okraszone taką samą liczbą bramek.
Składy:
Liverpool: Alisson - Milner, Matip, van Dijk, Robertson - Fabinho (87' Lallana), Keita (72' Shaqiri), Henderson - Firmino, Salah (90+4' Camacho), Mane
Crystal Palace: Speroni - Wan-Bissaka, Sakho, Tomkins, van Aanholt - Townsend, Milivojević, McArthur (81' Meyer), Kouyate (75' Schlupp), Zaha - Ayew (81' Wickham)
Jednak to spotkanie przed przerwą absolutnie nie zapowiadało takiego emocjonalnego rollercoastera. Pierwsza połowa przypominała raczej oblężenie Konstantynopola przez Turków. Liverpool kompletnie zamknął na własnej połowie zespół Roya Hodgsona, jednak nie był w stanie sobie stworzyć zbyt wielu dogodnych sytuacji. Największym zagrożeniem dla Crystal Palace był... Joel Matip. Najpierw w 8. minucie wyszedł sam na sam z Julianem Speronim, jednak trafił wprost w bramkarza "Orłów", a w 30. minucie po dośrodkowaniu z rzutu rożnego minimalnie przestrzelił.
Nie licząc tych okazji, "The Reds" bili głową w mur przez 34. minuty, aż... stracili bramkę. Wilfried Zaha popisał się kapitalną solową akcją na skrzydle, zagrał w pole karne do Androsa Towsenda, który precyzyjnym strzałem z pierwszej piłki pokonał Alissona. Do końca pierwszej części meczu nie wydarzyło się już nic godnego uwagi. "Orły" prowadziły sensacyjnie, jednak ciężko mówić o jakiejś niesprawiedliwości, ponieważ Liverpool w pierwszej połowie był mniej ruchliwy, niż reprezentacja technikum hotelarskiego na turnieju szachowym.
Na szczęście dla kibiców "The Reds" na drugą połowę wyszedł inny Liverpool. Drużyna Jurgena Kloppa była po prostu nie do poznania - agresywna, szybka, grająca w sposób 1000 razy bardziej dynamiczny niż w pierwszych 45 minutach. Na efekty nie trzeba było długo czekać - najpierw w 47. minucie piłka po zablokowanym strzale Virgila van Dijka trafiła do Mohameda Salaha, który w stylu teakwondo wpakował ją do bramki. Już 5 minut później "The Reds" wyszli na prowadzenie. Naby Keita zagrał do Roberto Firmino, a ten dzięki rykoszetowi zdobył bramkę na 2:1.
Co bardzo ucieszyło postronnego widza - Crystal Palace absolutnie nie poddał się po stracie drugiej bramki. Drużyna z południowego Londynu raz po raz niepokoiła defensywę Liverpoolu. Nikt jednak się nie spodziewał, że "Orły" będą w stanie strzelić gospodarzom kolejką bramkę, a tak właśnie się stało - Luka Milivojević dośrodkował z rzutu rożnego, a James Tomkins uderzył głową absolutnie nie do obrony. Co nie może dziwić - Anfield w tym momencie zamarło.
Kiedy wydawało się, że Crystal Palace po zwycięstwie na Etihad Stadium będzie w stanie urwać punkty kolejnemu faworytowi, 3 punkty Liverpoolowi postanowił podarować Julian Speroni. W 75. minucie 40-letni golkiper po prostu... wrzucił sobie piłkę do bramki po strzale Jamesa Milnera. Najzwyczajniej w świecie katastrofalny i niedopuszczalny na poziomie Premier League błąd. Co prawda Salah w ostatniej chwili dotknął piłkę i to jemu został zapisany gol, ale nie ma wątpliwości, że to bramkarzowi Crystal Palace Jurgen Klopp powinien wysłać wino i pudełko czekoladek.
Ta bramka zdecydowanie podcięła skrzydła "Orłom", którzy już nie byli w stanie zagrozić gospodarzom. Jeszcze w 89. minucie pojawiła się nadzieja, ponieważ po kretyńskim faulu z boiska wyleciał Milner, jednak w doliczonym czasie Sadio Mane po solowej akcji podwyższył prowadzenie i stało się jasne, że Liverpool nie da już sobie wypuścić tego zwycięstwa. Co prawda goście z Selhurst Park za sprawą Maxa Meyera zdobyli jeszcze bramkę, jednak był to już typowy gol na otarcie łez.
Przewaga Liverpoolu nad Manchesterem City ponownie urosła do 7 punktów, ale nie oszukujmy się - po jutrzejszym meczu będzie znowu wynosić tylko 4 oczka, ponieważ "The Citizens" grają w beznadziejnym Huddersfield, które jedną nogą jest już w Championship. Co jednak może cieszyć kibiców "The Reds" - ich drużyna pokazała, że w starciu z tak bardzo niewygodnym przeciwnikiem jak Crystal Palace są w stanie wyszarpać 3 punkty, nawet kiedy spotkanie nie układa się po ich myśli. Natomiast zawodnicy Crystal Palace też mogą być z siebie zadowoleni - strzelili na Anfield tyle bramek, ile inne drużyny w tym sezonie Premier League razem wzięte. Gdyby z resztą tabeli grali tak, jak z drużynami z czołówki, byliby mocnymi kandydatami do gry w Lidze Europy.