Mata kontrakt i się cieszta
Lubimy Juana Matę. Znajdźcie mi osobę, która stwierdzi inaczej. Nawet kibice Chelsea nie wyzywają go od judaszy, choć spokojnie by mogli, bo w końcu zamienił "The Blues" na Manchester United, mało tego, zrobił to dla Davida Moyesa, co już w ogóle wydaje się kompletnym opluciem. Hiszpan jest jednak człowiekiem tak dobrym i sympatycznym, że nawet takie zachowania są mu szybko wybaczane. Wydawać by się więc mogło, że takiego piłkarza wszyscy chcieliby mieć w swoim zespole, ale jeszcze do niedawna nie było to oczywiste dla każdego, przede wszystkim dla jego pracodawców.
Kontrakt Maty wygasa bowiem w czerwcu tego roku. Na tym etapie rozgrywek, jeśli zawodnikowi kończy się umowa za raptem kilka miesięcy, a klubowi na nim zależy, powinny się już rozpocząć negocjacje, a najlepiej byłoby, gdyby były zakończone. W końcu ten półroczny okres pozwala innym klubom na podpisanie z nim kontraktu za darmo i wcielenie go do składu już od lata. Mata miał kilka takich propozycji. Podobno przekabacić chciała go zarówno Barcelona, jak i Arsenal. Przy czym "Kanonierzy" nie wydawali się prawdopodobną opcją, to "Duma Katalonii" śmiało mogła go przekonać do dołączenia do swojego zespołu. To się jednak najwidoczniej nie udało, bo wszelkie plotki na ten temat ucichły. Manchester uznał, że drugi raz takiej szansy nie dostanie i nie zamierza już igrać z losem, dlatego chce jednak zaproponować swojemu piłkarzowi przedłużenie umowy.
"Daily Mail" podaje, że oferta nowej umowy zakłada przedłużenie jej o 12 miesięcy. Nie wiemy, czy w jej ramach Hiszpan dostanie jakąś podwyżkę, ale jestem niemal pewien, że to się nie stanie. Mata nie jest ważnym zawodnikiem w klubie, więc nie ma żadnych podstaw, by zwiększać mu tygodniówkę. W przyszłym sezonie jego ranga też nie wrośnie, a istnieje duże prawdopodobieństwo, że jeszcze w hierarchii klubowej spadnie. Pomimo tego pomocnik powinien się zgodzić, gdyż raczej nie czuje potrzeby poszukiwania nowych przygód. To w końcu dorosły, ustatkowany człowiek, a nie studentka europeistyki.