Cóż za zaskoczenie! Sarri na wylocie z Chelsea
Latem ubiegłego roku większość fanów Chelsea była zadowolona z wyboru nowego szkoleniowca „The Blues”. Po defensywnym futbolu drużyn José Mourinho i Antonio Conte na Stamford Bridge nadeszła era Maurizio Sarriego. Mało kto wierzył, że włoski menedżer wytrzyma na stanowisku kilka sezonów. Przecież to nie w stylu Romana Abramowicza, aby trzymać szkoleniowca tak długo. Niewiele osób jednak przypuszczało, że ledwo po pół roku współpracy pojawią się pierwsze informacje o możliwym zwolnieniu Sarriego.
Początki Włocha na Stamford Bridge były bardzo obiecujące. Po pierwszych sześciu kolejkach Chelsea była nawet na czele tabeli Premier League. Sporym zaskoczeniem było to, że Sarri potrafił tak szybko i skutecznie wdrożyć swoją filozofię gry znaną z czasów prowadzenia Napoli. Tego typu procesy trwają z reguły dosyć długo. Jak mawiał były selekcjoner reprezentacji Polski, Wojciech Łazarek: „ Z budowaniem drużyny jest podobnie jak z robieniem słonia. Dużo kurzu, szumu, a efekt za dwa lata”. Kibice i eksperci zachwycali się stylem gry Chelsea. Wrażenie robiła przede wszystkim przemiana zespołu w dobrze funkcjonującą w ofensywie machinerię. Z pewnością trudno było wykorzenić defensywne nawyki wpajane zawodnikom przez José Mourinho i Antonio Conte. Na początku sezonu „Sarriball” naprawdę mógł się podobać.
Po paru miesiącach hasło „Sarriball” może śmiało zastąpić „Sarriout”. W ofensywie Chelsea coś się zacięło, zespół nie jest już tak skuteczny jak na początku rozgrywek. Wbrew wcześniejszym zapowiedziom włoski menedżer nie był w stanie odblokować Alvaro Moraty, który zrezygnowany odszedł do Atlético. Nowi zawodnicy również nie prezentują formy sprzed paru miesięcy. Dużym rozczarowaniem jest w opinii wielu Jorginho. Reprezentant Włoch nie może sobie na razie poradzić z tempem w rozgrywkach Premier League. W Serie A Jorginho miał więcej swobody oraz czasu na podjęcie decyzji. W Anglii nie ma na to szans i dopóki nie zacznie on szybciej operować piłką oraz przytomniej myśleć, nie będzie spełniał oczekiwań fanów „The Blues”. W kryzysowym momencie oliwy do ognia dolał sam Sarri, który dwukrotnie mocno skrytykował zespół. Rzecz jasna tak beznadziejne spotkania jak przeciwko Arsenalowi (0:2) czy Bournemouth (0:4!) z pewnością mocno zabolały Włocha, który postanowił za pośrednictwem mediów powiedzieć, co mu leży na wątrobie. Niewielu trenerów potrafiło jednak wyjść z takich medialnych potyczek z silniejszą pozycją. Być może dzisiejszą wypowiedzią, w której Sarri poinformował opinię publiczną, że Roman Abramowicz w ogóle z nim nie rozmawia, włoski menedżer przypieczętował swój los. „Sports Mediaset” twierdzi, że osoby decyzyjne w londyńskim klubie rozważają przedwczesne rozstanie z Maurizio Sarrim.
Tymczasowym następcą Włocha ma zostać Guus Hiddink Gianfranco Zola. Asystent Sarriego to żywa legenda Chelsea, jeden z najlepszych piłkarzy „The Blues” w historii. Kariery menedżerskiej nie miał jednak do tej pory zbyt udanej, więc ciężko dostrzec w Zoli drugiego Ole Gunnara Solskjaera, który w cudowny sposób rozwiązałby wszystkie bolączki Chelsea i pewnie wprowadził zespół do Ligi Mistrzów.
Czy jednak rzeczywiście zwolnienie Maurizio Sarriego byłoby dobrym rozwiązaniem? Czy nie lepiej pozwolić mu popracować przez jakiś czas, wymienić piłkarzy, którzy zawodzą i pozyskać w to miejsce nowe twarze, które zapewnią dopływ świeżej krwi zespołowi? Oczywiście nie tylko zawodnicy są winni całej sytuacji. Sarri swoimi wypowiedziami też wtrącił swoje trzy grosze, przez co atmosfera w szatni stała się napięta jak za czasów Antonio Conte. Ile jednak razy można powielać ten sam błąd i za wszelkie niepowodzenia obarczać wyłącznie menedżera? Zwolnienie Sarriego oznaczać będzie porzucenie kolejnej strategii i budowanie wszystkiego od zera. Oczywiście dopiero od lata, gdyż do końca sezonu mielibyśmy w Chelsea 286 okres przejściowy za czasów Romana Abramowicza. Na koniec jeszcze raz zacytuję Wojciecha Łazarka: „Praca trenera jest jak całowanie tygrysa w dupę. Przyjemność żadna, a ryzyko duże”. Chyba większość menedżerów Chelsea w ostatnich latach ma podobne zdanie.