Manchester United coraz bliżej imponującego Portugalczyka
Wciąż nie wiemy jeszcze na sto procent, kto będzie prowadził Manchester United w przyszłym sezonie. Ole Gunnar Solskjaer radzi sobie kapitalnie, ustanawia kolejne rekordy, ale klub wciąż zwleka z podpisaniem z nim dłuższej umowy. Media twierdziły, że jego zakontraktowanie będzie zależało od ewentualnego awansu do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. Na to raczej nie ma już co liczyć, ale Norweg i tak zasługuje na pozostanie na swojej posadzie. W związku z tym, że wciąż nie wiadomo, pod jakiego szkoleniowca będzie układany skład, lepiej byłoby nie negocjować żadnych transferów w tej chwili, ale "Czerwone Diabły" są właśnie w trakcie poważnych rozmów z piłkarzem, za którego będzie dziękował każdy trener.
"A Bola" podaje bowiem, że Manchester zupełnie poważnie rozmawia już na temat sprowadzenia Bruno Fernandesa na Old Trafford. Kilka dni temu pojawiła się plotka mówiąca o wstępnym zainteresowaniu, a dzisiaj wychodzi na to, że "Czerwone Diabły" bardzo szybko przeszły do konkretnej ofensywy. Przekonanie samego piłkarza nie powinno być jednak specjalnym problemem. Manchester ma w końcu problem z ogarnięciem pieniędzy na tygodniówkę opiewającą na 400 tysięcy funtów tygodniowo, a Portugalczyk będzie żądał maksymalnie ćwiartkę z tego. Tyle bez problemu mu zapłacą. Gorzej będzie dogadać się z samym Sportingiem. Klub z Lizbony bardzo ceni sobie swojego pomocnika i rzekomo chce za niego zainkasować 60 milionów euro. W każdym innym przypadku powiedziałbym, że nie warto takich pieniędzy wydawać na piłkarza, który swoją markę dopiero może stworzyć, ale w tym przypadku jest inaczej. Fernandes ma po prostu zbyt imponujące statystyki, bym mógł stwierdzić z czystym sumieniem, że powyższych pieniędzy nie jest wart. 22 bramki do spółki z 11 asystami muszą tyle kosztować.
Fernandes mógłby troszkę odciążyć Pogbę, który przecież wiecznie w takiej formie nie będzie. Obecnie nie ma w zespole nikogo, kto mógłby z taką kreatywnością działać w środku pola, a Portugalczyk z pewnością wniósłby trochę wirtuozerii do drugiej linii. Na pewno więcej niż Fred.