Dwóch rannych w North London Derby
Jeśli miałbym przywołać jeden mecz z pierwszej części bieżącego sezonu Premier League, który najbardziej zapadł mi w pamięć, byłoby to starcie pomiędzy Arsenalem a Tottenhamem na The Emirates Stadium. Piłkarze tych drużyn stworzyli wtedy kapitalne widowisko z wieloma zwrotami akcji oraz sześcioma golami. Biorąc pod uwagę rangę tego meczu - moim zdaniem było to najlepsze spotkanie tego sezonu ligi angielskiej. Dzisiaj mieliśmy się przekonać, czy zawodnicy z północnego Londynu będą w stanie powtórzyć taki spektakl. Finalnie aż takich fajerwerków nie było, ale na pewno warto było ten mecz obejrzeć.
Składy:
Tottenham: Lloris - Sanchez, Alderwiereld, Vertonghen - Trippier, Wanyama (59' Lamela), Sissoko, Rose - Son (79' Llorente), Kane, Eriksen
Arsenal: Leno - Mustafi, Sokratis, Koscielny, Monreal - Xhaka, Guendouzi (46' Torreira) - Iwobi, Ramsey (72' Ozil), Mkhitaryan - Lacazette (56' Aubameyang)
Już w 2. minucie powinniśmy mieć otwarcie wyniku w tym spotkaniu. Alexandre Lacazette dostał piłkę na 7. metrze od bramki "Spurs", ale fatalnie skiksował. Jednak co się odwlecze, to nie uciecze. Kwadrans później Francuz zrehabilitował się kapitalną prostopadłą piłką do Aarona Ramseya, dzięki której Walijczyk znalazł się w sytuacji sam na sam z Hugo Llorisem. 28-latek bez problemu minął golkipera Tottenhamu i zdobył pierwszą bramkę dla swojej drużyny. Kolejne minuty były bardzo wyrównane, jednak z czasem przewagę zaczęli zyskiwać gospodarze. W końcówce pierwszej połowy mieliśmy kilka świetnych okazji z obu stron. Najpierw w 41. minucie Alex Iwobi oddał bardzo ładny techniczny strzał, który nie bez problemów obronił Lloris. Chwilę później mieliśmy do czynienia z prawdziwym "Bernd Leno Show". Niemiec najpierw obronił strzał z kilku metrów Christiana Eriksena a następnie kapitalnie sparował piłkę na rzut rożny po dobitce Moussy Sissoko.
Druga połowa zaczęła się od nieco większej aktywności ze strony Tottenhamu, jednak nie wynikało z tego za dużo konkretów. Co innego Arsenal - w 53. minucie powinno być 0:2. Piłkę na skrzydle dostał Nacho Monreal, dograł na 10. metr przed bramkę, gdzie czekał Alexandre Lacazette. Francuz mógł się pytać Llrorisa, w który róg ma strzelać, jednak finalnie uderzył obok bramki. Chwilę później świetną okazję po obcince Skhodrana Mustafiego miał Toby Alderweireld, ale strzelił w boczną siatkę. Napór "Kogutów" nie ustawał - w 68. minucie dobrą sytuację miał Danny Rose, który znalazł się oko w oko z Berndem Leno, jednak golkiper gości po raz koleny stanął na wysokości zadania.
Świetna dyspozycja Niemca absolutnie nie zniechęciła Tottenhamu w podejmowaniu kolejnych prób ataku. Cierpliwość "Kogutów" się opłaciła - w 72. minucie Mustafi sfaulował Kane'a i sędzia podyktował rzut karny. Problem jednak w tym, że Anglik był na spalonym, więc o żadnym wskazaniu na wapno nie powinno być mowy. Do piłki podszedł sam poszkodowany i pewnym strzałem pokonał Leno. I po raz tysięczny napiszę to samo - dzięki Bogu, że od przyszłego roku w końcu w tej lidze będzie VAR, bo naprawdę aż wstyd, że w takich rozgrywkach dochodzi do tego typu wypaczeń. Kiedy wydawało się, że emocje w tym meczu się zakończyły, w 89. minucie Davinson Sanchez sfaulował we własnym polu karnym wprowadzonego Pierre'a Emericka Aubamyanga. Sędzia Anthony Taylor nie miał wątpliwości i tym razem słusznie wskazał na 11. metr. Do piłki podszedł właśnie Gabończyk, jednak oddał słaby strzał, który obronił Lloris. Bramek do końca meczu już nie zobaczyliśmy, ale za to mieliśmy okazję podziwiać szczyt debilizmu ze strony Lucasa Torreiry. Urugwajczyk w ostatniej minucie doliczonego czasu gry "popisał się" bandyckim wślizgiem w kolano Danny'ego Rose'a. Słuszna czerwona kartka i mam nadzieję, że to nie jedyna kara, jakiej może spodziewać się były zawodnik Sampdorii.
Z przebiegu meczu uważam, że remis jest wynikiem jak najbardziej sprawiedliwym. Arsenal nie ma prawa zwalać straty punktów - "Kanonierzy" prosili się o tego gola właściwie całą drugą połowę. Dali się kompletnie zdominować gospodarzom, a na dodatek byli bardzo nieskuteczni pod bramką Llorisa i w kluczowym momencie nie potrafili wykorzystać rzutu karnego. Natomiast Tottenham wyglądał dzisiaj o niebo lepiej niż w środowym meczu przeciwko Chelsea. Cóż jednak z tego, skoro zdobył zaledwie jeden punkt w ostatnich trzech meczach i definitywnie pogrzebał swoje szanse na mistrzostwo Anglii.