Sanchez się zaprze i nigdzie nie pójdzie
Chyba każdy z Was kibicuje jakiejś drużynie. Dobrze więc wiecie, że pomimo bezgranicznej miłości do klubu, nie darzycie takim samym uczuciem każdego piłkarza. Jednych uwielbiacie, a drudzy przyprawiają Was o mdłości. Takim zawodnikiem w moim Manchesterze United jest właśnie Alexis Sanchez. Chilijczyk był sprowadzany z zamiarem zrobienia go liderem zespołu, a na ten moment nawet nie łapie się do wyjściowej jedenastki. Gra słabo, marnuje sytuacje, traci piłkę przy nieudolnych dryblingach. To trwa już rok, czyli o jakieś 6 miesięcy zbyt długo, dlatego należy się go pozbyć. Z podobnego założenia wychodzą wszyscy w klubie, ale sprzedanie go wcale nie będzie takie proste.
Dlaczego? Bo Chilijczyk wcale nie chce odchodzić. Tak przynajmniej podaje "The Express". Źródło twierdzi, że Sanchez będzie skutecznie wzbraniał się przed jakimikolwiek próbami sprzedania go latem. Z jakiego powodu? Jaki, normalny zawodnik chciałby dalej siedzieć w klubie, w którym nawet nie jest szanowany, odzywa się do niego raptem kilku kolegów, a o regularnej grze może zapomnieć? Odpowiedzią na to pytanie jest jedno słowo. Chytry. Sanchez inkasuje w Manchesterze największą tygodniówkę. Chilijczyk dostaje 350 tysięcy funtów za każde 7 dni pracy, a raczej nic nie robienia. Ma ważny kontrakt do 2022 roku, więc może jeszcze z czystym sumienie obijać się przez 3 lata i zgarniać taki hajs. Skrzydłowy nie widzi więc powodu, by odchodzić, bo nigdzie indziej nie zapłacą mu takich pieniędzy. To, że nie gra, da się przy takich pieniądzach przeboleć.
Szkoda, że wychodzi z takiego założenia. Kiedy występował jeszcze w Arsenalu, był uważany za ambitnego piłkarza, a teraz pokazuje, że jest kompletnie inaczej. Liczą się tylko pieniądze. Taki sposób myślenia tylko pogrąża Chilijczyka. Coraz mniej ludzi przestaje o nim myśleć poważnie i niedługo już nikt nie spojrzy na niego jak na profesjonalnego piłkarza. Będzie postrzegany jako darmozjad, leser, leń i utrzymanek bogatego klubu. Chcielibyście się tak stoczyć? Ja zdecydowanie nie.