Kup Pan Chelsea
Oj w Chelsea to się ostatnio dzieje. Szkoda tylko, że niewiele dobrego. Awans do kolejnej fazy Ligi Europy schował się bowiem wśród fatalnych wyników i konfliktów w zespole, których przecież rzekomo oficjalnie wcale nie ma. W ten weekend doszła jeszcze niefortunna porażka z Evertonem, która mocno utrudniła londyńczykom walkę o czołową czwórkę. Nie możemy więc dziwić się, że włodarze klubu mają czasem ochotę rzucić wszystko w kont, sprzedać ten klub i wyjechać w Bieszczady a najlepiej to do Monako na jachty. Ta wizja już niedługo może stać się rzeczywistością.
Nie jest bowiem niespodzianka fakt, że kwestia Chelsea jest negocjowalna. Nie jest ona wystawiona na sprzedaż, jak to ma miejsce w przypadku Newcastle United, którego wciąż nikt nie chce, ale można sobie na "The Blues" pozwolić. Ile trzeba mieć pieniążków w kieszeni? Jedyne dwa i pół miliarda funtów. Na tyle Roman Abramowicz wycenił swój klub. Problem polega na tym, że nikt nie chce tyle zapłacić, nawet jeśli pozyskaniem zespołu jest zainteresowany. Taką osobą jest Jim Ratcliffe. To brytyjski przedsiębiorca, który dorobił się na przemyśle chemicznym. Jego obecny majątek wycenia się na jakieś 21 miliardów funtów. Taki to pożyje. Pomimo tego, uważa, że cena proponowana przez Abramowicza jest przesadzona i nie zapłaci takich pieniędzy. Niemniej jednak, wciąż jest zainteresowany, więc niewykluczone, że obaj panowie dojdą zaraz do konsensusu, popijając lampkę dobrego wina przegryzanego kawiorem czy innym homarem.
Czy zmiana właściciela byłaby dla Chelsea zbawienna? Prawdopodobnie nie. Jestem w stanie nawet zaryzykować stwierdzenie, że nie zmieniłoby się absolutnie nic. Obecnie właściciele mają nikły wpływ na formę swojego zespołu, o ile ten jest już bogaty, nie mówię tutaj o inwestorach tworzących sztucznych potentatów piłki. Ręka Abramowicza jest w zasadzie nieodczuwalna na Chelsea i podobnie będzie z tą należącą do Ratcliffe'a.