Liverpool szybko pozbędzie się swojego niewypału
Przed tym sezonem Liverpool poczynił gigantyczne zakupy w celu zdobycia Mistrzostwa Anglii, na które czekają przecież już tak długo. Ogólnie rzecz biorąc należy stwierdzić, że spełniają one swoje założenie, bo "The Reds" za bardzo blisko tytułu, choć prawdopodobnie go nie zdobędą. Niemniej jednak zaliczyli spory progres w porównaniu z zeszłym rokiem. Kłamstwem byłoby jednak stwierdzenie, że każdy nowy nabytek tak samo przyczynił się do takiego stanu rzeczy. Alisson miał na przykład gigantyczny wpływ, ale z drugiej strony taki Naby Keita już marginalny. Wątpliwa forma Gwinejczyka generuje kolejne plotki na temat jego obecności w Liverpoolu w przyszłym sezonie.
"The Sun" twierdzi, że "The Reds" nie będą opierać się chętnym, którzy będą chcieli latem pozyskać ich pomocnika. Jedyną kwestią mają być oczywiście pieniądze. Gwinejczyk przyszedł przecież latem za 60 milionów euro, które, jak powszechnie wiadomo z utworów Palucha, nie leżą na ulicy. Dychę to mi się zdarzyło znaleźć, ale w 60 baniek jeszcze nigdy nie wdepnąłem. Pewnie rozbiłbym sobie o nie nos. Mniejsza jednak z tym, wróćmy do sedna. W związku z taką gigantyczną kwotą, jaką trzeba było zapłacić, Liverpool będzie chciał nie mniejszą otrzymać w zamian. Z tym może być jednak problem, bo Keita absolutnie nie pokazuje, że był tyle wart i wydaje się, że do końca sezonu nikomu już tego nie udowodni.
Poza tym, musimy zwrócić uwagę na źródło tej informacji, którym jest "The Sun". Dziennikarze tego biura nie zawsze podają rzetelne informacje i choć nie kłamią, lubią nieco wyolbrzymić pewne fakty. Prawdopodobnie tak było też tym razem. Nie sądzę, by w Liverpoolu tak szybko stracili cierpliwość do Keity. Dadzą mu czas, a sytuacja i tak na pewno poprawi się, gdy po raz kolejny uczciwie przepracuje okres przygotowawczy. Ponadto, po roku powinien się już przyzwyczaić do roku w Anglii, gdzie styl życia i klimat jednak nieco różnią się od tego na kontynencie. Na miejscu kibiców Liverpoolu nie bałbym się więc o jego odejście, nikt na to nie pozwoli. Takie apele, jak ten poniższy nie są więc potrzebne, choć z pewnością podnoszą Gwinejczyka na duchu, jeśli tylko zdarza mu się je czytać.