Mendy w tarapatach
Benjamin Mendy był przez moment najdroższym obrońcą na świecie. Manchester City zapłacił za niego ponad 50 milionów funtów. Dziś, niecałe dwa lata po dokonaniu tej transakcji, wydaje się ona kuriozalna. Francuz był po kapitalnym sezonie w barwach AS Monaco i wydawało się, że będzie się już tylko rozwijał. Może i by tak było, gdyby nie okazało się nagle, że jest z porcelany. Cały zeszły sezon przesiedział kontuzjowany z powodu zerwanych więzadeł w kolanie, a i w tych rozgrywkach zdrowie mu nie dopisuje. Efekt jest taki, że Mendy nie rozegrał przez te dwa niepełne sezony nawet 20 spotkań we wszystkich rozgrywkach.
Nikt nie miałby mu tego za złe, bo przecież to nie jego wina. Problem jednak w tym, że Mendy wcale nie skupia się na powrocie do zdrowia i kompletnie nie zachowuje się jak ktoś, komu na tym zależy. Według brytyjskich dziennikarzy wielokrotnie spóźniał się na zajęcia, przez co klub karał go finansowo. W zeszły weekend przegiął jednak pałę lub, jak kto woli, pomógł miarce się przebrać. W weekend został zauważony w jednym z nocnych klubów w Manchesterze i według światków, miał tam przebywać przynajmniej do 3.30 nad ranem. Warto dodać, że następnego dnia miał przewidziane zajęcia. Nie wiadomo, czy się na nie stawił, ale nie ma wątpliwości, że nie prezentował się na nich najlepiej. Jeśli trenerzy do tej pory zastanawiali się co było przyczyną, o ile od razu nie zmiarkowali się po skacowanej mordzie, to teraz już wiedzą.
Na razie nie wiadomo, jakie konsekwencje zostaną wyciągnięte i czy w ogóle one się pojawią. Był to w końcu czas wolny zawodnika, w którym robił, co chciał. Przecież stawił się na zajęciach, więc w czym problem? Dobrze jednak wiemy, że to tak prostolinijnie nie funkcjonuje i najprawdopodobniej Francuzowi oberwie się po uszach. "The Guardian" sugeruje nawet, że może być to gwóźdź do trumny obrońcy, który już w tym sezonie nie zagra, a latem zostanie sprzedany. Kibice "Obywateli" nie mają żadnych wątpliwości co do tego, co stanie się z tym zawodnikiem.