Fatalny Arsenal poległ na Goodison Park - echa meczu Everton-Arsenal
Spośród wszystkich drużyn walczących o czołową czwórkę Premier League, to Arsenal był w ostatnim czasie najbardziej regularną drużyną. Wystarczy popatrzeć na liczby: Poprzednie 7 spotkań "Kanonierów" w lidze - 19 punktów, 14 bramek strzelonych, zaledwie 3 stracone. Wydawało się, że przeciwko chimerycznemu Evertonowi ponownie uda się zapunktować. Nic z tego - Arsenal był dzisiaj bardzo słabo dysponowany i zasłużenie przegrał.
Składy:
Everton: Pickford - Coleman, Zouma, Keane, Digne - Gueye, Gomes - Richarlison (79' Walcott), Sigurdsson (90+1' Davies), Bernard (88' Lookamn) - Calvert-Lewin
Arsenal: Leno - Mustafi, Sokratis, Monreal - Maitland-Niles, Elneny (46' Ramsey), Guendouzi, Kolasinac (46' Aubameyang) - Mkhitaryan, Lacazette, Ozil (74' Iwobi)
Na początku meczu mieliśmy małą kontrowersję - Matteo Guendouzi przejechał się korkiem po piszczelu Lucasa Digne. Według mnie - młody pomocnik "Kanonierów" powinien się cieszyć, że sędzia nie pokazał mu drogi do szatni.
Chwilę później Everton objął prowadzenie. Akcja bramkowa była żywcem wzięta z boisk Ekstraklasy. W roli Damiana Zbozienia wystąpił Digne, który wrzucił z autu piłkę w pole karne. Wywołało się typowe ekstraklasowe zamieszanie, w wyniku którego piłka trafiła pod nogi Piotra Celebana z Goodison Park - Phila Jagielki, który z bliska pokonał Bernda Leno.
Właściwie w tym momencie można by skończy opis pierwszej połowy - na boisku nie działo się zupełnie nic ciekawego. Everton miał optyczną przewagę, jednak nie wynikało z tego za wiele. Natomiast Arsenal grał poniżej wszelkiej krytyki - przez 45 minut "Kanonierzy" byli w stanie oddać zaledwie jeden strzał, w dodatku zablokowany. Komentarz jest chyba zbędny.
Unai Emery, widząc apatyczność swoich podopiecznych, zdecydował się na tradycyjne roszady w przerwie. Boisko opuścili Sead Kolasinac i Mohamed Elneny, a na murawie zameldowali się Aaron Ramsey i Pierre-Emerick Aubameyang. Gra Arsenalu jakby nieco się pobudziła, głównie za sprawą 28-letniego Walijczyka. To właśnie Ramsey powinien w 48. minucie doprowadzić do wyrównania, jednak w dogodnej sytuacji przeniósł piłkę nad poprzeczkę. Był to jednak krótkotrwały efekt - później ponownie do głosu doszli gospodarze, a błąd fatalnie dysponowanego Aisleya Maitlanda-Nilesa powinien wykorzystać Bernard, jednak na posterunku był Leno. Ogólnie niemiecki bramkarz był dzisiaj zdecydowanie najlepszym piłkarzem "Kanonierów" - między 72. a 7.4 minutą dwukrotnie uratował swój zespół przed stratą bramki i sprawił, że Arsenal do końca walczył o wywiezienie z Goodison Park choćby punktu, co finalnie się nie udało.
Everton kontynuuje dobrą passę i wygrywa 3 mecz z rzędu. A Arsenal? Jeśli tak ma wyglądać ich walka o TOP 4, to trzeba brać na poważnie scenariusz, że może się to ponownie skończyć Ligą Europy. "Kanonierom" nie wychodziło dzisiaj po prostu nic - "zarówno w ofenzywie jak i w defenzywie". Jedynym pocieszeniem po dzisiejszym meczu dla kibiców Arsenalu jest terminarz - w teorii najłatwiejszy ze wszystkich drużyn walczących o czwórkę. Jednak z taką grą jak dzisiaj, będzie problem wygrać z Pogonią Siedlce, a co dopiero mecz w Premier League.
Everton - Arsenal 1:0 (10' Jagielka)