,,Koguty'' zdziesiątkowane, Liverpool nie daje za wygraną! – łączone echa meczów Premier League
Dobry wieczór! Czytacie właśnie podsumowanie 2 najważniejszych dzisiejszego dnia spotkań w Premier League – Bournemouth vs Tottenham i Newcastle vs Liverpool. Zaczniemy od tego pierwszego, który po prostu był rozgrywany wcześniej, a następnie przejdziemy później do tego drugiego. Jedziemy!
AFC Bournemouth vs Tottenham Hotspur
Składy:
Bournemouth (1-4-4-2): Mark Travers - Nathaniel Clyne, Steve Cook (C), Jack Simpson, Adam Smith - Jordon Ibe, Jefferson Lerma, Nathan Ake, Ryan Fraser - Joshua King, Callum Wilson
Tottenham (1-4-2-3-1): Hugo Lloris (C) - Kieran Trippier, Davinson Sanchez, Toby Alderweireld, Danny Rose - Eric Dier, Moussa Sissoko - Lucas Moura, Dele Alli, Christian Eriksen - Heung-Min Son
Najważniejszym wydarzeniem początku meczu Bournemouth z Tottenhamem był fakt, że między słupkami stanął młodziutki, niespełna 20-letni Mark Travers. I to właśnie on był bohaterem tego spotkania w pierwszych jego fragmentach, kiedy to obronił kilka naprawdę dogodnych sytuacji i tak naprawdę cały czas trzymał swój zespół w grze.
Swojego zespołu w grze nie trzymał natomiast Son, który w końcówce pierwszej połowy otrzymał kretyńską czerwoną kartkę, kiedy to najpierw sprzedał łokcia Ryanowi Fraserowi, a następnie poturbował chcącego zabrać mu piłkę Jeffersona Lermę. Dla Koreańczyka to wykluczenie oznacza koniec sezonu w Premier League.
„Spokojnie panowie – wpuszczamy obrońcę i utrzymujemy remis, to wcale nie jest zły wynik” – tak? Otóż nie! Czemu? Ano temu, że wpuszczony do tego celu Juan Foyth już 3 minuty później zrobił co? Dokładnie tak – poszedł w ślady swojego koreańskiego kolegi i dostał czerwo. Tym razem bestialski atak „sankami” w nogi przeciwnika. Kolejne zasłużone czerwo.
A wiecie co jest najlepsze? Że Bournemouth wcale tak bardzo nie cisnęło. Co więcej – to goście z Londynu sprawiali wrażenie, jakby kontrolowali wydarzenia na boisku. Bo choć rzadziej byli przy piłce, to jednak wszelkie akcje „Wisienek” kasowali dość łatwo.
Koniec końców sprawiedliwości stało się jednak za dość i, jak to mówią, „przyszła kryska na Matyska” – kiedy to w doliczonym czasie gry bramkę na wagę zwycięstwa gospodarzy po rzucie rożnym strzelił Nathan Ake. Koniec końców Bournemouth pokonało Tottenham 1:0, a zatem walka w Premier League otwarta nawet o 3. miejsce!
Newcastle United vs Liverpool F.C.
Składy:
Newcastle (1-5-4-1): Martin Dubravka - Javi Manquillo, Fabian Schaer, Jamaal Lascelles (C), Paul Dummett, Matt Ritchie - Ayoze Perez, Ki Sung-Yueng, Isaac Hayden, Christian Atsu - Salomon Rondon
Liverpool (1-4-3-3): Alisson Becker - Trent Alexander-Arnold, Dejan Lovren, Virgil van Dijk, Andrew Robertson - Jordan Henderson (C), Fabinho, Georginio Wijnaldum - Mohamed Salah, Sadio Mane, Daniel Sturridge
W tym spotkaniu rozpoczęło się akurat dość szybko - już w 13. minucie Virgil van Dijk po świetnie bitym przez Trenta Alexandra-Arnolda rzucie rożnym pokonał bezradnego w tej sytuacji Martina Dubravkę. 0:1!
Liverpool może więc spokojnie walczyć dalej o mistrzostwo Anglii? Nic z tych rzeczy! A czemu? Ano temu, że już 7 minut później było 1:1 - pierwszą w Premier League od grudnia 2017 roku strzelił bowiem Christian Atsu. No mem. Po prostu mem. Podobnie jak zachowanie obrony ,,The Reds" w tej sytuacji.
Spokojnie - na boisku jest ,,Kapitan Rozpierducha", który potrafi wyciągnąć Liverpool nawet z największej opresji. Mowa oczywiście o MoMo Salahu, który już w 28. minucie ponownie wyprowadził swój zespół na prowadzenie. Piękny gol Egipcjanina i to zdobyty prawą (!) nogą.
W drugiej połowie popularny ,,Faraon" musiał jednak opuścić boisko. A czemu? A temu, że jego zespół kilkanaście minut wcześniej znów dał cielska i dał sobie wbić gola na 2:2. Tym razem na listę strzelców wpisał się Salomon Rondon. Salaha zmienił natomiast głodny gry Divock Origi. Kilka chwil wcześniej na placu zameldował się Xherdan Shaqiri, który zmienił Georginio Wijnalduma.
No i miał pan słuszność panie Norbercie. Wspominałem coś o Divocku Origim? No, to drodzy fani ,,The Reds" - biegnijcie teraz z podziękowaniami dla młodego Belga, bo tylko i wyłącznie dzięki jego bramce na 3:2 strzelonej w 86. (!) minucie meczu jesteście jeszcze w grze o to cholerne mistrzostwo. Co za mecz, co za atmosfera, co za emocje!
Koniec końców wynik nie uległ już zmianie i Liverpool po pasjonującym boju wygrywa na St James' Park z Newcastle 3:2!
Najlepiej emocje fanów Liverpoolu oraz to, jak wielki kamień spadł im z serca opisują jednak te dwa tweety (o ironio, zamieszczone idealnie jeden pod drugim, to nie żaden fotomontaż, poza cenzurą oczywiście):
Uff, ależ tu było gorąco! A teraz idę się schłodzić jakimś zimnym pienistym. Ale tylko jednym, bo jutro do Kościoła. Trzymajcie się kochani, do zobaczenia!