Premier League w Europie, czyli brytyjska arogancja w pigułce
Najlepsza liga świata...ile razy słyszeliście to od fana Premier League? Pierwszym kontrargumentem, który zwykle się pojawia w takiej sytuacji to pytanie o występy angielskich zespołów w Lidze Mistrzów czy Lidze Europy. I tutaj kibic ekstraklasy z wysp milczy, bo jak zaprzeczyć czemuś co rzeczywiście ma miejsce? Dlaczego ostatnim zespołem, który grał w finale LM była Chelsea sprzed 5 lat? Odpowiedź jest prosta, to brytyjska arogancja.
Jeśli spojrzymy na kadry wielkiej piątki z Anglii, widzimy jednych z najlepszych graczy na globie oraz świetnie zapowiadające się talenty. Aguero, Alexis Sanchez, Coutinho czy chociażby Dele Alli, każdy z nich z miejsca otrzymałby miejsce na boisku w FC Barcelonie czy Realu Madryt. Dlaczego więc, zespoły z takimi gwiazdami w Europie prezentują poziom Huraganu Wołomin? Cóż, ludzie obwiniają kwoty transferowe, które w Premier League osiągają często absurdalne wartości. John Stones, Kyle Walker i Benjamin Mendy jeden po drugim stawali się najdroższymi obrońcami w historii piłki nożnej, a przecież w kolejce już czekał Virgil van Dijk, za którego Southampton żądało ponad 75 milionów funtów. Siedemdziesiąt pięć milionów za zawodnika po kontuzji kolana. Co dziwne, (no może nie w Premier League...) Liverpool był skłonny do zapłacenia tej kwoty ale ostatecznie transfer upadł. Wyobraźcie sobie tylko tę falę krytyki jaka spłynęłaby na The Reds, Sky Sports miałoby temat na kilka tygodni. Duża część kibiców obwinia właśnie ceny transferów jako potencjalny skutek niepowodzeń w rozgrywkach europejskich. Czy to ma jakikolwiek sens? Spójrzmy na to z innej strony. Czy możemy obwiniać bogatego, za to że jeździ nowym Porsche gdy człowiek średniozamożny jeździ Fordem? Kluby z Anglii często przepłacają, jak mawia klasyk, bo je stać.
W niepowodzeniach na arenie europejskiej doszukiwałbym się innej przyczyny. Niejednokrotnie byłem uczestnikiem rozmowy z Anglikami, którzy przekonywali mnie, że John Stones to klasa światowa i spokojnie mógłby grać w Barcelonie. Początkowo myślałem, że to sarkazm ale...mówili to poważnie. Serio. Słyszałem też opinię, że Joe Hart to też czołówka wśród bramkarzy, ale po prostu ma pecha. Uważają, że są najlepsi, nieważne jak wypadają na tle innych. Są najbogatsi, najbardziej medialni, transfery robią dużo szumu, trenerzy tacy jak Klopp, Conte czy Mourinho też dodają wszystkiemu pikanterii. Po co ściągać Pogbe, Kante czy Lacazette gdy Wielka Brytania jest bogata w takie talenty jak Theo Walcott, Peter Crouch, Jack Wilshere czy Gareth Barry. Co z tego, że są to "wiecznie młodzi", czy zbliżający się do emerytury zawodnicy. Są najlepsi, bo są nasi, są z Anglii. Właśnie takie sugestie możemy usłyszeć od niektórych ekspertów, którzy żyją jeszcze w poprzedniej epoce.
Trenerzy tacy jak Klopp, Conte czy Guardiola zmienili lekko styl gry jaki prezentują zespoły z topu. Z "lagi na najszybszego zawodnika" przeszli na gegenpressing, posiadanie piłki, kontry. Po tym jak Manchester City doszedł do półfinału Ligi Mistrzów, możemy powiedzieć, że coś się ruszyło i nadeszła jakaś zmiana. Manchester United wygrał Ligę Europy, co prawda nie trafiał na swojej drodze na gigantów europejskiej piłki, ale puchar to wciąż puchar, nieważne w jakim stylu. Rok wcześniej Liverpool zderzył się z przysłowiową ścianą w starciu z hiszpańską Sevillą. Sprowadzenie jednych z najlepszych trenerów do swojej ligi, dało kopa angielskiej piłce ale wciąż nie mają żadnych szans z zespołami chociażby z La Liga. To wszystko idealnie podsumowuje reprezentacja Anglii, która jest w podobnej sytuacji od lat. Kiedy powrócą czasy, gdy dwa zespoły Premier League walczyły w finale Ligi Mistrzów? Tego nie wiemy, pozostaje jedynie mieć nadzieje, że trenerzy spoza wysp wpoją swoją filozofie gry na tyle, aby poza Pucharem Sołtysa (Capital One), można było walczyć o te najwyższe cele. Jedno jest pewne, brytyjski klimat i sposób gry na zawsze będzie przy nas oglądając takie spotkania jak Burnley-WBA, o to nie musimy się martwić.