Teraz już tylko "The Reds" mają komplet punktów - echa meczu Liverpool - Arsenal
Hit trzeciej kolejki Premier League zapowiadał się wyjątkowo smakowicie. Tak się złożyło, że naprzeciwko siebie miały stanąć jedyne drużyny, które po dwóch pierwszych seriach gier miały komplet oczek. Faworytem spotkania był oczywiście Liverpool, jednak Arsenal nie był na straconej pozycji. Jak się jednak okazało, podopiecznym Unaia Emery'ego wciąż brakuje dużo, żeby na poważnie włączyć się do gry o mistrzostwo Anglii.
Liverpool: Adrian - Alexander-Arnold, Van Dijk, Matip, Robertson - Wijnaldum (69' Milner), Fabinho, Henderson - Salah, Firmino (86' Lallana), Mane (77' Oxlade-Chamberlain)
Arsenal: Leno - Maitland Niles, Sokratis, Luiz, Monreal - Xhaka, Guendouzi, Ceballos (61' Torreira), Willock (81' Lacazette) - Pepe, Aubameyang
Mecz od początku toczył się w bardzo żywym tempie. Jak można się było spodziewać po zestawieniu personalnym i ogólnym potencjale - grę prowadzili gospodarze, natomiast londyńczycy nastawili się na kontry. I o dziwo - to "Kanonierzy" mieli więcej dobrych okazji. Najpierw po złym wyjściu z bramki Adriana minimalnie niecelnie lobował Pierre-Emerick Aubameyang, a potem mieliśmy mini-koncert Nicolasa Pepe. Sprowadzony z Lille za 70 milionów funtów skrzydłowy zagrał dzisiaj pierwszy raz w podstawowym składzie Arsenalu i spisywał się bardzo dobrze. Był niezwykle aktywny, wielokrotnie wdawał się w pojedynki biegowe z piłkarzami Liverpoolu i co najważniejsze - wiele z nich wygrywał. Jednak najważniejsze były jego okazje na strzelenie bramki - najpierw pomylił się dosłownie o centymetry świetnym strzałem z dystansu, natomiast kilka minut później wyszedł sam na sam z Adrianem, ale górą był Hiszpan.
Nicolas Pepe sent Andy Robertson for an Irn-Bru 😂. Shame about the finish. #Arsenal #LIVARSpic.twitter.com/7jVc3cuLJG
— Sports News (@F00tba11News) August 24, 2019
Jeśli chodzi o Liverpool, to tak jak wspomnieliśmy wyżej - "The Reds" przez pierwsze pół godziny byli częściej przy piłce, jednak klarownych okazji było o wiele mniej, a konkretniej - zaledwie jedna. Po fatalnym wybiciu Daniego Ceballosa w dobrej sytuacji znalazł się Sadio Mane, jednak trafił prosto w Leno. Wszystko zmieniła 41. minuta, kiedy po świetnym dośrodkowaniu Trenta Alexandra-Arnolda piłkę do siatki skierował Joel Matip. Bramka do szatni ewidentnie wstrząsnęła Arsenalem, ponieważ tuż po przerwie "Kanonierzy" stracili kolejnego gola. Tym razem nie popisał się David Luiz, który we włąsnym polu karnym pociągnął Mohameda Salaha za koszulkę. Sędzia Anthony Taylor nie miał wątpliwości - rzut karny dla gospodarzy. Do piłki podszedł sam poszkodowany i uderzył tak, że nawet gdyby w bramce stało 3 Berndów Leno, pewnie i tak piłka trafiłaby do siatki.
Joël Matip’s goalscoring record for Liverpool by season:
— Coral (@Coral) August 24, 2019
2016-17: 32 games, 1 goal
2017-18: 35 games, 1 goal
2018-19: 30 games, 1 goal
2019-20: 4 games, 2 goals
A personal best already. pic.twitter.com/lnv40x2vNN
cHeLsEa wILl mIsS a lEaDeR lIkE dAvId lUiZ!1!1!1! pic.twitter.com/WgBs8mxhOr
— Lewis 🇪🇹🇬🇧 (@CarefreeLewisG) August 24, 2019
W 58. minucie mecz mógł właściwie zostać zakończony - Mohamed Salah po świetnej akcji uderzył bardzo precyzyjnie i Leno musiał wyciągać piłkę z bramki po raz trzeci. Stało się jasne, że zwycięstwu Liverpoolu może zaszkodzić już tylko najazd kosmitów, bo na pewno nie drużyna Arsenalu, która od tamtego momentu była zupełnie pozbawiona jakiejkolwiek nadziei na zdobycie choćby punktu. Jedyne na co było stać "Kanonierów" to honorowe trafienie wprowadzonego w drugiej połowie Lucasa Torreiry.
Liverpool - Arsenal 3:1 ( '41 Matip, 49', 58' Salah - 85' Torreira)