Bez Kevina to nie to samo - kolejna wpadka City

Wolverhampton to zespół, który ma swoje aspiracje i głównym jego celem jest napsucie krwi potężniejszym zespołom oraz zrobienie sporego szumu w górnej części tabeli. Drużyna Nuno Espírito Santo jest dopiero drugi sezon w szeregach Premier League, a na rozkładzie ma kolejny zespół z czołówki ligi. O sile "Wilków" tym razem przekonał się mistrz Anglii, Manchester City.

Podopieczni Pepa Guardioli już drugi raz stracili komplet punktów w starciu z niżej notowanym zespołem, chociaż w trakcie meczu z beniaminkiem z Norwich byli bliscy odrobienia strat i wywalczenia przynajmniej jednego punktu. W dniu dzisiejszym maszyna "Obywateli" zawiesiła się na dobre i nie miała zbyt wiele argumentów w pojedynku z Wolverhampton. Absencja Kevina de Bruyne będzie zbyt łatwym usprawiedliwieniem dla poczynań Manchesteru City.

Bohaterem spotkania okazał się być Adama Traore, wychowanek FC Barcelony. Można zaryzykować tezę, że mecz przeciwko drużynie prowadzonej przez wielką postać w historii FC Barcelony, nie był zwykłym meczem dla skrzydłowego Wolves. Decydujące okazały się być ostatnie dziesięć minut, gdy goście z hrabstwa West Midlans zdobyli dwa gole. Przy pierwszej bramce słowa uznania należą się Raulowi Jimenezowi, który wziął na siebie aż trzech obrońców i przez to Adama Traore miał całą wolną przestrzeń i mógł pytać bramkarza, w który róg bramki może uderzać. Hiszpan ostatecznie zdecydował się na płaski strzał po ziemi, a Ederson mógł jedynie bezradnie patrzeć na to, jak piłka zmierza do siatki.

Gol ustalający wynik spotkania na 2:0 dla Wolverhampton padł już w doliczonym czasie gry. Gospodarze rzucili się do huraganowych ataków, starając się odrobić straty, ale jeden przechwyt, kolejne podanie autorstwa Raula Jimeneza uruchomiło kontratak Wolverhampton. Adama Traore przejął piłkę, będąc jeszcze na własnej połowie i wykorzystał swój główny atut - przyspieszenie. Fernandinho, który miał za zadanie asekurować zespół, mógł jedynie bezradnie przyglądać się, jak mu ucieka Adama Traore i chociaż jeszcze ostatkiem sił starał się wybić piłkę spod nóg Traore, to nie był w stanie zrobić cokolwiek. Kibice, którzy przyjechali na ten mecz z Wolverhampton, mogli ostatecznie cieszyć się ze zdobycia trzech punktów i to jeszcze na stadionie mistrza Anglii!

A Pep Guardiola ma spory orzech do zgryzienia. Sierpniowy remis z Tottenhamem jeszcze można zrozumieć, ale strata aż sześciu punktów w meczach z zespołami, które raczej nie powinny sprawić kłopotów, jest poważnym sygnałem ostrzegawczym dla "The Citizens". Za nami dopiero ósma kolejka Premier League, a w tym momencie strata do liderującego Liverpoolu wynosi już 8 punktów. Aczkolwiek kibice "The Reds" nadal muszą się mieć na baczności, bo decydujące miesiące dopiero przed nami. A trener Manchesteru City musi znaleźć sposób na znalezienie zastępcy dla dyrygenta drugiej linii, Kevina de Bruyne. Jego zespół musi sobie radzić bez Belga przynajmniej do końca miesiąca. 

Autor

Mikołaj Krzywkowski

Krzywy94