Merseyside wciąż czerwone - echa meczu Liverpool-Everton
Derbowe mecze Liverpoolu z Evertonem mają bardzo długą i ciekawą historię, jednak obecnie oba kluby dzieli przepaść. Wystarczy szybki rzut oka na tabelę i nie ma wątpliwości, kto w dzisiejszych czasach dominuje w tej rywalizacji. Potwierdzenie tego mieliśmy również dzisiaj, kiedy po istnej kanonadzie "The Reds" pokonali lokalnego rywala w stosunku 5:2.
Składy:
Liverpool: Adrian - Alexander-Arnold (83' Gomez), Lovren, Van Dijk, Robertson - Wijnaldum, Lallana (72' Henderson), Milner - Shaqiri, Mane, Origi (72' Firmino)
Everton: Pickford - Sidibe (35' Bernard), Holgate, Mina, Keane, Digne - Richarlison, Sigurdsoon, Davies (72' Schneiderlin), Iwobi - Calvert-Lewin ( 60' Kean)
Strzelanie rozpoczęło się już w szóstej minucie. Dicvock Origi otrzymał kapitalne prostopadłe podanie (nie ostatnie w tym meczu) od Sadio Mane. Belgowi nie pozostało nic innego, jak tylko minąć Jordana Pickforda i umieścić piłkę w siatce. 7 minut później mieliśmy już 2:0. W roli głównej znowu Mane, który ponownie zagrał "ciasteczko" między zdezorientowanych obrońców "The Toffees". Tym razem to piękne podanie na gola zamienił Xherdan Shaqiri. Senegalczyk był jedynym piłkarzem w pierwszym składzie Liverpoolu z żelaznego "tridente" tworzącego atak, jednak sprawiał wrażenie, jakby chciał grać za całą trójkę. Po prostu spektakularny występ byłego zawodnika Southampton.
Football without origi is nonting pic.twitter.com/F6wWPTTUWr
— LFC FANS (@lfc_allting) December 4, 2019
Just look at the cross-field pass from Trent Alexander-Arnold in the build up to that Shaqiri goal.
— Goal HQ (@goalhq_) December 4, 2019
World class!! 🔥 🔥
pic.twitter.com/2BchPX8MUV
Wydawało się, że po tak szybkich dwóch ciosach Evertonowi będzie bardzo ciężko się podnieść. Jak się jednak okazało, podopieczni Marco Silvy nie zamierzali składać broni. Jak rasowy snajper zachował się Michael Keane, który w sytuacji sam na sam pokonał Adriana. Wydawało się, że Everton jeszcze powalczy w tym spotkaniu chociaż o remis.
Nic bardziej mylnego.,Chwilę później swoją drugą bramkę zdobył Origi, po kapitalnym zagraniu... Dejana Lovrena. Tak Drodzy Państwo, Dejan Lovren posłał futbolówkę niczym Leonardo Bonucci. Jeśli takie niespotykane rzeczy mają miejsce, naprawdę ciężko jest o jakiekolwiek punkty. Kiedy w 41. minucie bramkę zdobył genialny dzisiaj Mane, wydawało się, że już po emocjach w tym meczu. I w sumie... tak było, ale jeszcze cień nadziei tuż przed przerwą dał kibicom Evertonu Richarlison, który wykorzystał dośrodkowanie od Bernarda.
One goal, two assists vs. Everton.
— B/R Football (@brfootball) December 4, 2019
Sadio Mane just gets better and better 🙌 pic.twitter.com/grxfR9IbyC
Jeśli chodzi o drugą połowę, również mieliśmy sporo jakości piłkarskiej. Mieliśmy co prawda tylko jedną bramkę, ale nie tylko wtedy nieco skoczyło nam ciśnienie. Godne zapamiętania na pewno są zmarnowane dwie setki Mane i dobra okazja Moise'a Keana. Generalnie mieliśmy do czynienia z kapitalnym widowiskiem i na pewno chcielibyśmy, żeby każdy mecz dostarczał nam tyle wrażeń.
Czy to jest TEN sezon? Sprawdź kursy meczów Premier League u sponsora kanału.