Tym armatom strzelać kazano
Poprzednie mecze dzisiejszego dnia były co najwyżej przyzwoite. Fajerwerków nie było, przysłowiowe dupy nie zostały urwane. Na papierze jednak najciekawsze wydawało się starcie Arsenalu z Evertonem. Poza tym, w poprzedni spotkaniu tych ekip padło aż siedem bramek. Mieliśmy więc pełne prawo przypuszczać, że to własnie spotkanie na The Emirates Stadium będzie tego dnia najciekawsze i dokładnie tak było.
Gospodarze nie byli bowiem tak niechlujni w ofensywie jak chociażby Manchester United wcześniej tego dnia i już w jedenastej minucie po pięknej kombinacyjnej akcji wynik spotkania otworzył Ramsey. Ledwie sto osiemdziesiąt sekund później Kanonierzy prowadzili już wyżej. Piłkę po dośrodkowaniu z rzutu rożnego zgrał Mustafi, a Koscielny wpakował ją do siatki z najbliższej odległości. Jeszcze przed dwudziestą minutą spotkania mecz wydawał się rozstrzygnięty. Ramsey po raz kolejny wpisał się na listę strzelców, ale w znacznej mierze dzięki rykoszetowi od Mangali. Jego strzał byłby prawdopodobnie zbyt słaby by wpaść do bramki Pickforda bez pomocy osób trzecich. Czwartego gola strzelił Aubameyang, który, co warto nadmienić, przecież debiutował dziś w barwach Arsenalu. Gol ten nie powinien zostać jednak uznany, bo Gabończyk złamał linię spalonego, czego nie dostrzegł arbiter liniowy.
Po przerwie mogliśmy spodziewać się spokojnej drugiej połowy. Arsenal chciał pewnie wyjść na boisko tylko po to, by wynik utrzymać i nie zrobić niczego głupiego. Everton zaś wiedział już dobrze, że mecz jest przegrany i teraz należy już tylko powalczyć o honor. Bramkę ratująca twarz udało się w końcu gościom strzelić. Defensywa Kanonierów kompletnie zaspała przy miękkim i lecącym jakieś trzydzieści minut dośrodkowaniu Martiny. Do piłki dopadł Clavert-Lewin i wpakował ją do siatki. Potem gola ustalającego wynik spotkania strzelił też Ramsey. Walijczyk skompletował tym samym swojego pierwszego hat-tricka w karierze.
Arsenal wyglądał w tym meczu tak, jak chcieliby tego wszyscy kibice The Gunners. Ich ulubieńcy byli groźni i skuteczni. Poza tym, ze świetnej strony pokazały się nowe nabytki, Mkhitaryan zanotował aż trzy asysty, a Aubameyang świetnie wkomponował się w zespół, co potwierdził golem. Gwiazdą meczu był jednak Ramsey. Miejmy nadzieję, że tym razem prawidłowość związana z golami strzelanymi przez Walijczyka nie będzie miała miejsca. Dla własnego bezpieczeństwa radzimy jednak nie wychodzić tego wieczora z domu, a najlepiej nie opuszczać łóżka, bo w nim nam się na pewno nic nie stanie.