Podsumowanie kolejki Premier League #26
Ten weekend troszkę nam się przedłużył, a to ze względu na to, że mieliśmy do czynienia z trzydniową kolejką Premier League. Tę serię gier zamykała Chelsea z Watfordem w poniedziałkowy wieczór. Poza tym mieliśmy też spotkania Arsenalu z Evertonem, które zwiastowało powrót Walcotta na The Emirates i przede wszystkim hit z udziałem Liverpoolu i Tottenhamu. Działo się więc sporo i to przez długi czas. Ponadto piłkarze mieli w nogach kolejkę rozegraną na tygodniu. Przez to mogliśmy pomyśleć, że w weekend zobaczymy ociężałych i ślamazarnych zawodników, ale całe szczęście Ci uświadomili nas, że znów martwiliśmy się bezpodstawnie. Co więc wydarzyło się na brytyjskich boiskach podczas dwudziestej szóstej kolejki? Zapraszam.
Zmagania rozpoczynał Manchester City, który przyjechał na Turf Moore. Dom The Clarets jest w tym sezonie niesamowicie trudnym do zdobycia obozem. Gospodarze traktują go jak świątynie, praktycznie nikt nie może tu wejść z butami. Pep Guardiola nie mógł więc myśleć, że jemu uda się to bez problemu, nawet jeśli jest bezdyskusyjnym liderem Premier League. Tak, jak można było się spodziewać, Burnley nie dało Obywatelom żadnej taryfy ulgowej. The Clarest postawili poważny opór. City niemalże go jednak sforsowało, ale Sterling spudłował na pustą bramkę z pięciu metrów. Kiedy wbiegał w pole karne musiał sobie chyba przypomnieć nagiego Dele Allego i stracić przez to koncentrację. Innego wytłumaczenia takiego pudła nie widzę. Wszystkich tych, którzy doszukują się w tym remisie kryzysu City uspokajam. Zniżka formy jest, bo teraz co jakiś czas stracą punkty, a nie wygrywają tydzień w tydzień, ale ta dyspozycja wciąż jest mistrzowska. Nie należy spodziewać się innego zwycięzcy Premier League niż Manchester City w tym sezonie.
Kolejne spotkanie również rozgrywane było przez zespół z Manchesteru, ale ten z czerwonej części miasta. Na Old Trafford przyjechać miał beniaminek z Huddersfield, czyli zespół, który już raz United w tym sezonie pokonał. Wtedy jednak Czerwone Diabły wykazały się kompletną impotencją w obronie. Tym razem chciały pokazać, że tamto spotkanie to był zupełny przypadek. Poza tym mieli szansę odrobinkę zbliżyć się do City, które zgubiło punkty, co dawało im dodatkową motywację. Było ją z resztą widać na boisku. Manchester zdominował cały mecz, a na graczy Huddersfield aż żal było patrzeć. Wyglądali tak, jakby ktoś wysłał ich na Old Trafford za karę. Gracze United wycisnęli z nich ledwie dwie bramki, ale potencjału było na więcej. Gwiazdą spotkania był Alexis Sanchez, który latał po całym boisku i grał za pięciu. Ktoś musi mu powiedzieć, że nie jest już w Arsenalu i ma teraz kolegów do pomocy. Więcej na temat spotkania i wszechobecnego Chilijczyka TUTAJ.
Tego samego dnia, o ostatniej meczowej godzinie, swoje spotkanie rozgrywać miał Arsenal z Evertonem. Kanonierzy desperacko potrzebują punktów, ponieważ do dogonienia uciekającej czołówki zostało coraz mniej czasu. Jeśli więc chcą zagrać w Lidze Mistrzów, trzeb zwyciężać i to przekonująco. Właśnie z tego powodu pozbyto się toksycznego Sancheza i sprowadzono Aubameyanga i Mkhitaryana. Pierwszy test ta dwójka zdała celująco. Nowi zawodnicy, oprócz tego, że sami zagrali koncertowo, dodatkowo uskrzydlili swoich nowych kolegów z zespołu czego efektem jest robiące wrażenie zwycięstwo 5-1, a z jego przebiegu możecie dowiedzieć się więcej TUTAJ. Nie ma wątpliwości, że tak grający Arsenal chcemy oglądać. Mało tego, jeśli Kanonierzy utrzymają tę formę przez kilka najbliższych spotkań, będą w stanie przeskoczyć słabo grająca Chelsea i wciąż dosyć chimeryczny Tottenham. Czyżby ruchu transferowe w tak znienawidzonym przez Wengera zimowym okienku okazały się być dla niego paradoksalnie zbawienne?
W niedziele wieczorem mieliśmy dostać to, na co przez wszystkie dotychczasowe mecze czekaliśmy. Grający ostatnio wyśmienicie, przy założeniu, że zapominamy o istnieniu Swansea, Liverpool podejmować miał Tottenham. W poprzednim starciu tych ekip to podopieczni Pochettino byli górną i to znacznie. To spotkanie było jednak dużo bardziej wyrównane, choć tak naprawdę prawdziwe emocje pojawiły się na piętnaście minut przed ostatnim gwizdkiem. Dokładniejsza relację ze spotkania możecie przeczytać TUTAJ. Po spotkaniu zrodziło się wiele kontrowersji. Drugi z karnych podyktowany przeciwko Liverpoolowi był dyskusyjny. Poza tym, kamery dostrzegły, że sędzia liniowy w momencie podyktowania jedenastki, zacisnął pięść w geście tryumfu, co tylko rozwścieczyło kibiców The Reds, którzy już doszukują się teorii spiskowych.
Kolejkę kończyła Chelsea, która przyjechała na Vicarage Road. Ten rok kalendarzowy zaczął się dla The Blues fatalnie, z ostatnich dziesięciu spotkań wygrali raptem dwa. Antonie Conte już przed tym spotkaniem musiał więc czuć chłód stalowej gilotyny na karku. Co więc ma powiedzieć teraz, kiedy to spotkanie przegrał 4-1? Z pewnością może powiedzieć „dziękuję” w kierunku Bakayoko. Francuz w głupi sposób wyleciał z boiska już w trzydziestej minucie. Przez to przez większość spotkania The Blues grali w osłabieniu. Wyeksploatowani przez całe spotkanie odsłonili się w końcówce. Brakło im sił, by dotrwać do końca i ostatnie dziesięć minut należało do gospodarzy, którzy aż trzykrotnie trafili do siatki. Wszystko wskazuje na to, że Chelsea po raz kolejny pożegna się ze swoim trenerem niecały rok po zdobyciu przez niego Mistrzostwa. Bakayoko natomiast może pakowac walizki razem z Conte, bo przez kibiców został już skreślony, co mogliśmy usłyszeć na trybunach.
Co działo się na innych stadionach? West Brom przegrał u siebie z Southampton po bardzo interesującym meczu. Krychowiak oczywiście nie zagrał, a było to pokłosie ataku Fernandinho. Być może gdyby Polak pomógł w rozbijaniu akcji, Święci nie strzeliliby aż trzech goli. Zarówno na ławce zwycięzcy tego meczu, jak i Crystal Palace próżno było szukać polskich środkowych obrońców. Czyżby Jach miał podzielić los Bednarka? Kolejne zwycięstwo zaliczyło za to Bournemouth. Wisienki jeszcze niedawno były w strefie spadkowej, a teraz są na dziewiątej lokacie. Jeśli Eddie Howe utrzyma swoich podopiecznych w tej formie, może śmiało wyczekiwać ofert z poważniejszych klubów.