Nadchodzi hitowy transfer Arsenalu?! Nie, to tylko młody Turek z Freiburga...
Arsenal nie ma zamiaru odpuszczać w Premier League i w następnym sezonie ostro zamierza powalczyć o środek tabeli. Kibice chcieliby, żeby do klubu dołączały Hummelsy, Marquinhosy, Laporty czy Thiago Silvy, ale szefostwo ma najwyraźniej inne plany. Daily Mail poinformowało, że londyńczycy obserwują 21-letniego tureckiego stopera Freiburga, Caglara Söyüncü, czyli piłkarza skrojonego idealnie pod niegranie w Champions League.
Nie chcę tutaj szkalować młodego Turasa, bo tak naprawdę nie mam ku temu żadnych powodów. Jest młody, fakt, rocznik 1996. Jest też uzdolniony, okej, potencjału nie można mu odmówić. Ma zajebiste nazwisko, to na pewno. 13 występów w reprezentacji i debiut jeszcze jako piłkarz drugiej ligi tureckiej - to także może robić wrażenie. Gra we Freiburgu, który słynie z tego, że wypuszcza w świat młodych piłkarzy, robiących potem dużo większe kariery - Toprak, Philipp, Ginter, Bürki, znamy ich. Wszyscy oni wypłynęli z niedużego klubu spod szwajcarskiej granicy i spod skrzydeł trenera Christiana Streicha. Söyüncü będzie bez wątpienia następny, patrzy na niego wiele klubów, ale...
Jeśli Arsenal faktycznie ma zamiar upatrywać w nim następcę prawie emeryta Mertesackera i trochę młodszego Koscielnego, to życzę powodzenia, bo wtedy to i Everton będzie mógł ich wyprzedzić. Turek ma potencjał, co do tego nie ma wątpliwości, ale kurde, nie na Arsenal, ludzie! Söyüncü zdarzają się interwencje takie, że potem przez pół dnia trzeba fragmenty szczęki z podłogi zbierać, ale to tylko połowa jego gry. Druga połowa to karygodne błędy, złe ustawienie, niepoprawne krycie, spóźnione lub niepotrzebne interwencje, braki mentalne. Mówimy o zawodniku z papierami na wielkiego grajka, ale jeszcze nie teraz, o czym świadczyć może chociażby fakt, że wspomniany Streich swego czasu posadził 21-latka na ławkę, bo ten robił w obronie takie byki, że podczas oglądania nie dało się tego nerwowo wytrzymać. Londyńscy skauci tego nie uchwycili?
Daily Mail zasugerowało, że Söyüncü może kosztować nawet 30 mln funtów, czyli jakieś 34 mln euro. Boże, kto to wymyślił?! Ploty plotami, ale szanujmy się. Wyłożenie takiej kasy na Turka byłoby strzałem w kolano albo uderzeniem głową w biurko. Jeśli patrzylibyśmy tylko na jego pozytywne cechy, wyprowadzenie piłki, nowoczesne podejście, pewność siebie, która przejawia się nawet w sposobie, w jaki żuje gumę, czy co oni tam do gęby wkładają podczas meczów, to spoko, dobry agent. Ale liczba pomyłek jest zbyt duża i Arsenal ściągając go, podjąłby ryzyko jak ojciec, dający samochód synowi, który dopiero co otrzymał prawo jazdy, żeby pojechał sobie z Gdańska do Zakopanego.
Söyüncü musi się jeszcze ogarnąć. Transfer? Jak najbardziej, ale nie należy podpalać się nim za bardzo. Niech zostanie w Niemczech, tam pod względem taktycznym i organizacyjnym otrzaskają go jak nigdzie. Niech pójdzie sobie do czegoś w stylu Gladbach, Schalke czy Leverkusen, a dopiero potem atakuje kluby, w których grają ci najlepsi. No, chyba że Arsenal, czy inny klub Premier League go obserwujący, ma zamiar przepłacić zapłacić Freiburgowi z góry, a potem wypożyczyć go do słabszej drużyny, żeby jeszcze się ogrywał. Wtedy ma to rację bytu. Fanom Kanonierów pozostaje wierzyć, że jeśli taki transfer faktycznie może mieć miejsce, to Sven Mislintat, były szef skautów Borussii Dortmund, wie, co robi.