Oficjalnie: Fabinho jednak w Liverpoolu!
Wydawać by się mogło, że zespół, który przegrał Finał Ligi Mistrzów i to jeszcze w takim nieszczęśliwym stylu jak The Reds, będzie go długo rozpamiętywał. Spodziewaliśmy się grobowej atmosfery i niezręcznej ciszy w otoczeniu Lorisa Kariusa. Tymczasem już tego ranka w internecie pojawił się filmik niesłychanie radosnego Jurgena Kloppa, który śpiewa ze swoimi kibicami o tym, że Real miał farta. Mało tego, Liverpool nie tyle szybko podniósł się psychicznie dzięki zabawie, co wrócił do ciężkiej pracy. Od zakończenia finału nie minęły dobrze dwie doby, a The Reds już ogłosili swój pierwszy letni transfer.
Nieoczekiwanie piłkarzem Liverpoolu został Fabinho. Dlaczego określam ten transfer akurat takim epitetem? Nic bowiem nie wskazywało na to, że The Reds wzmocnią środek pola właśnie tym piłkarzem. Brazylijczyk był łączony z Manchesterem United, a swego czasu w mediach pojawiały się informacje o tym, że sam miał przyznać, że chce zostać piłkarzem Czerwonych Diabłów. O Liverpoolu nie mówiło się wcale, dlatego zaskoczenie jest tym większe.
The Reds nie oszczędzali jednak swojego salda bankowego na tej transakcji. Transfer wyniósł ich około 44 miliony funtów, co jest trzecim rekordowym wynikiem klubu. Drożsi byli tylko Virgil Van Dijk i Naby Keita, który również wzmocni skład dopiero tego lata. Brazylijczyk podpisał pięcioletni kontrakt. Na razie do mediów nie wyciekły jego zarobki, ale możemy spodziewać się, że dostał on nieznaczną podwyżkę względem 125 tysięcy euro tygodniowo, jakie zarabiał w klubie z Księstwa.
Nie ma się co długo zastanawiać nad tym, że Liverpool zrobił genialny biznes na tym transferze. Cena co prawda nie jest promocyjna, ale jak najbardziej racjonalna. Fabinho jest zawodnikiem o niebagatelnych umiejętnościach, który dodatkowo potrafi grać na wielu pozycjach, również na prawej obronie. Jego głównym zadaniem będzie jednak zastąpienie Emre Cana. Strach się bać, co z atakami rywali będą robić Fabinho do spółki z Keitą. Z drugiej strony, jeśli ma się takiego bramkarza i obronę, to na jakimś etapie trzeba przeciwnika zatrzymać, prawda?