Oficjalnie: Everton ma nowego menedżera
Nie ma wątpliwości, że pod koniec tego sezonu Premier League największe wstrząsy miały miejsce w Londynie. W końcu z Arsenalem po dwudziestu dwóch latach pracy pożegnał się Arsene Wenger. Większość pracowników klubu nie wiedziała jak się zachować, ponieważ nigdy nie mieli do czynienia z innym menedżerem Kanonierów. Teraz przyszedł Unai Emery i nagle trzeba się przestawić. Nie oznacza to jednak, że tylko w Arsenalu się działo, a wszędzie indziej było spokojnie. Wręcz przeciwne, ogromne roszady zachodziły też chociażby w Evertonie. The Toffees najpierw z łatwością oddali w zasadzie swojego najlepszego zawodnika w minionych rozgrywkach, czyli Wayne'a Rooneya, a niedługo potem zwolnili Sama Allardyce'a. Faworytów do objęcia posady po Angliku było kilku, a wszyscy zaliczali się do grona standardowych kandydatów, którzy są zawsze brani pod uwagę, gdy do objęcia jest ligowy średniak. W sumie to nie zdziwiłbym się, gdyby ktoś z przyzwyczajenia wpisał na listę też Sama Allardyce'a. Teraz wiemy już na pewno, że menedżerem Evertonu zostanie kto inny.
Biuro prasowe klubu podało dziś oficjalnie, że stery zespołu z Goodison Park przejmie Marco Silva. Portugalczyk został również elegancko zaprezentowany w klubowych barwach. Były szkoleniowiec Watfordu podpisał z The Toffees trzyletni kontrakt. Jak można się było spodziewać, podczas prezentacji nie szczędzono osłuchanych frazesów i wyrażania wielkich nadziei.
Zastanawiam się tylko, jaki jest w tym cel. Po co to wszystko? Everton zakończył rozgrywki na ósmej lokacie, czyli bardzo przyzwoitej. Jasne, sezon zaczął się źle, ale odpowiedzialny za tamte wyniki Ronald Koeman został już zwolniony. Drużyna pod wodzą Allardyce'a funkcjonowała zupełnie przyzwoicie. Anglik musiał nie podejść włodarzom pod względem charakterologicznym, ponieważ nie można w żaden sposób przyczepić się do pracy jaką wykonywał na Goodison Park. Marco Silva wcale nie musi okazać się tym, który wyniesie klub na wyżyny. Jestem prawie pewien, że nie doświadczymy zmiany wyników, nawet jeśli Portugalczyk ustawi zespół pod swoje dyktando. Niedługo może się więc okazać, że włodarze Evertonu tylko uprzykrzyli sobie życie, które przecież wcale nie było takie złe.