Willian coraz bliżej hitowego transferu?
O odejściu Williana z Chelsea mówi się już od dawna. Plotki na ten temat zaczęły wypływać z angielskich mediów mniej więcej na początku rundy wiosennej, kiedy to The Blues zaczęli sobie radzić w lidze wyjątkowo przeciętnie. Tajemnicą poliszynela były niesnaski Brazylijczyka z byłym już na tę chwilę menedżerem, Antonio Conte. Skrzydłowy dał swojej antypatii upust, kiedy na wstawionym przez siebie zdjęciu zasłonił Włocha emotką Pucharu Anglii. Na fotce było sporo miejsca, by ją umieścić, ale Brazylijczyk zdecydował się to zrobić kosztem swojego menedżera. Media były więc zgodne, że któryś z tych panów opuści latem Londyn, ponieważ ich dalsza współpraca jest w zasadzie niemożliwa.
Wydawać by się mogło, że jest po sprawie. Abramowicz dziś oficjalnie wyrzucił Conte, a lada moment zaprezentuje Sarriego. Willian dostanie nowego menedżera, u którego będzie miał czystą kartę, więc nic nie powinno stać na przeszkodzie, by panowie dali sobie szansę. A nuż były szkoleniowiec Napoli dotrze do Brazylijczyka jak nikt nigdy wcześniej. Jak się jednak okazuje, mogą oni nawet nie mieć okazji obdarzyć się sympatią.
Sky Sports podaje bowiem, że o usługi Williana silnie zabiega Barcelona. Miała ona już złożyć ofertę w wysokości 53 milionów funtów. Angielskie media twierdzą jednak, że spotka się ona raczej z negatywnym odzewem, ponieważ The Blues żądają za swojego skrzydłowego około 70 baniek. Trudno powiedzieć, czy Willian jest wart aż tyle i przede wszystkim, czy jest tak ważny dla Barcelony. Moim zdaniem na wysłanej obecnie ofercie powinni zaprzestać. Po pierwsze, Brazylijczyk po prostu nie pasuje mi do Blaugrany i wydaje mi się, że nie odnalazłby się w jej taktyce. Po drugie, za te pieniądze mogą dostać kogoś młodszego, który przy dobrym rozwoju będzie za dwa sezony znacznie lepszy niż skrzydłowy Chelsea. Wystarczy się tylko nieco rozejrzeć. Skoro można było dokonać tak mądrego transferu, jak przejście Legnleta, to czemu nie mogliby zrobić podobnego manewru do ofensywy? Może już nie Francuz i nie z Sevilli, ale taki Hirving Lozano? Nie musisz mi dziękować Valverde.