Oficjalnie: Jorginho jednak w Chelsea
Do wczoraj fani Chelsea naprawdę mogli się nudzić. Inne zespoły z Premier League kupowały w najlepsze. Manchester City dopiął transfer Mahreza, Czerwone Diabły zakontraktowały sobie Freda, a Arsenal sprowadził co najmniej kilku dobrych piłkarzy. W błękitnej części wiało jednak ogromną nudą, a prędzej niż nowego zawodnika, można było dostrzec ten toczący się suchy krzak, który nie raz widzieliśmy w westernach. Do wczoraj. Wtedy bowiem zwolniono Antonio Conte i było wiadomo, że maszyna ruszyła. Pożegnanie się z jednym Włochem miało momentalnie spowodować przywitanie się z innym Włochem. Kolejnym pewnikiem było to, że Sarri przyprowadzi ze sobą swoją boiskową prawą rękę, która zaprezentowany nieco później niż jego, ale też już oficjalnie.
Joringho, bo w końcu o niego przecież chodzi, został już prawowitym zawodnikiem Chelsea. Włoch podpisał z klubem kontrakt, który zapewnia mu miejsce pracy do końca czerwca 2023 roku. Nie podano dokładnej kwoty, jaką The Blues musieli za niego zapłacić, ale media szacują, że Napoli mogło zainkasować za niego nawet 65 milionów euro.
To niemal o 10 baniek więcej niż wcześniej proponował Manchetser City. Warto dodać, że to właśnie Obywatele przez bardzo długi czas byli faworytami do ściągnięcia pomocnika Napoli. O jego transferze do The Citizens mówiło się od dobrych kilku tygodni, ale w ostatniej chwili wkroczyła Chelsea z argumentem nie do zbicia, którym oczywiście była osoba zaufanego trenera. To powinno pozytywnie odbić się na aklimatyzacji obydwu panów, którzy wiedzą, że mają w Londynie kogoś, na kim w stu procentach mogą polegać. Choć z drugiej strony Jorginho może odczuć to w szatni. Jeśli niektórzy piłkarze uznają, że gra tylko dlatego, że jest znajomym trenera, a nie dlatego, że zasługuje na to czysto piłkarsko, nowi koledzy błyskawicznie go zjedzą.
Kwestię słuszności decyzji pozostawiam już jemu. W Chelsea na pewno będzie grał pierwsze skrzypce, których pewnie nie zawsze użyczałby mu Pep Guardiola. Z drugiej strony będzie musiał zadowolić się zmaganiami w Lidze Europy. Nie wykluczone jednak, że na zaufaniu pomiędzy nim a Sarrim zostanie zbudowana świetna atmosfera w całym zespole, który później sięgnie po wyższe cele. "We will see what time will tell", jakby to powiedział pewien klasowy, polski bramkarz.